“ ludzie nie umierają,
tylko popełniają powolne
samobójstwo”
Seneka
„Jeśli boli cię noga,
to nie szukaj wspaniałego bandaża,
aby ją owinąć.
Nie szukaj drogich lekarstw, maści itp.
Nie szukaj też najlepszego na świecie szpitala,
wyposażonego w najlepszy sprzęt medyczny.
I nie zgódź się na amputację nogi.
Usuń najpierw gwóźdź, który masz w bucie”
Dr Józef Krop
– Czy Pan nadal
prowadzi swoją praktykę lekarską?
– Tak, moja praktyka nie
ucierpiała na tym. Wręcz odwrotnie, mam coraz więcej pacjentów. Powiem nawet
więcej. Straciłem dużo zdrowia, czasu i pieniędzy, to wszystko było dla mnie
upokarzające. To był ogromny psychiczny stres. To prawda. Ale jednocześnie był
to dla mnie czas błogosławiony. Dzięki tym przeżyciom jestem silniejszym
człowiekiem, pod każdym względem, moja rodzina jest silniejsza. A przede
wszystkim, znalazłem w moim sercu, i w moim życiu miejsce dla... Boga. Wszystko
inne się nie liczy.
Powiem Panu jeszcze więcej,
bo to pewnie Pana zainteresuje.
W tym ciężkim dla mnie okresie, pewnego dnia
żona przyniosła z biblioteki kasetę, opracowaną przez Normana V. Peale p.t.
‘The Power of Positive Thinking’. Słuchałem tą kasetę wielokrotnie. Fragmenty
tej kasety, wersety z Biblii, powoli wypełniały mój umysł, zapadały mi w
pamięć. Z moją wiarą nie było najlepiej. Urodziłem się i wychowałem w rodzinie
luterańskiej. Ale byłem typowym dzieckiem komunizmu i religia mnie raczej nie
interesowała. Ale od tego momentu coś się ze mną stało. Któregoś dnia, po ciągu
nieprzespanych nocy, przychodzę rano do gabinetu i czuję, że chyba dzisiaj
będzie ze mną koniec. Ogarnęła mnie niesamowita panika, trudna do opisania.
Zacząłem się trząść ze strachu. Byłem w takim stanie, że już miałem prosić
sekretarkę o odwołanie wszystkich wizyt. I nagle, przychodzą mi do głowy pewne
wersety z Biblii, pewne fragmenty tekstów, które znajdują się na tej kasecie.
Przytoczę je tak, jak je pamiętam, a pamiętam je do dziś, w wersji angielskiej –
„God is with me; God is helping me; God
is guiding me.“. I nagle wiem, że nie jestem sam. I jestem silny, jak nigdy
przedtem. Bóg jest ze mną. Od tego momentu straciłem strach, na zawsze. Proszę
pierwszego pacjenta.
– To niesamowita historia, również dlatego, że ja przeżyłem podobne chwile.
Moja żona też któregoś dnia przyniosła do domu kasetę video p.t “The Power of Positive Thinking”.
Obejrzeliśmy ją. Potem przeczytałem książkę N.V. Peale pod tym samym tytułem.
Potem kupiłem sobie tę książkę i czytałem ją jeszcze wiele razy. I żałowałem,
że nikt tej książki nie przetłumaczył był jeszcze wtedy na język polski,
chociaż przetłumaczono ją już na chyba 100 języków. Kilka miesięcy później
dowiedziałem się, że jest już polskie tłumaczenie. Mam tą książkę po polsku
też. Czytałem ją już wiele razy. Kupiłem wiele egzemplarzy i rozdałem wśród
znajomych. Ta mała książeczka, dla mnie, jest najważniejszą książką, po Biblii.
Tytuł jej jest nieco mylący. Każdy, kto chce być zdrowym powinien tą książkę
przeczytać. Powiem nawet więcej, gdyby każdy człowiek na świecie, (gdyby każdy
Polak) przeczytał tę książkę i zrozumiał ją właściwie, ten świat, (i ta Polska)
wyglądałby zupełnie inaczej. Ale wróćmy jednak do zasadniczego tematu.
Może Pana praktyka lekarska nie ucierpiała na tym, ale oprócz Pana i Pana
rodziny, na pewno jeszcze ucierpieli potencjalni pacjenci, którym Pan nie mógł
przyjść z pomocą, zajmując się tą całą batalią.
Czy ten ‘proces’ ma jakiś wpływ na to, co Pan robi, czy np. zmodyfikował
Pan swoje metody leczenia?
– Nie, absolutnie nie. Zresztą, jak już powiedziałem, w tym końcowym
werdykcie nie mówi się wcale o tym, że ja mam zmienić swoje metody leczenia,
czy stawiania diagnoz. Po 10 latach znęcania się nade mną, dostałem tzw.
reprymendę, za to, że nie słucham się tego, co mi nakazuje CPSO, który m.in. ciągle
uważa, że brak jest naukowych podstaw stosowanym przeze mnie metodom. Co
naturalnie nie jest zgodne z prawdą.
Ja np. uważam, że ciągle
jest brak pieniędzy na badania w medycynie środowiskowej. Ale z tego wcale nie
wynika, że te metody są nieskuteczne. Większość pieniędzy idzie ciągle na
badania w farmacji i medycynie nienaturalnej. A mimo to, wiele lekarstw i wiele
metod tej medycyny jest nieskutecznych, a nawet szkodliwych dla zdrowia
pacjenta. To jedna prawda.
A po drugie, w ogóle nie
bierze się pod uwagę tego, że metody, które ja stosuję, które stosuje medycyna
środowiskowa, służą poprawie zdrowia pacjentów i nie szkodzą pacjentom. Ten
końcowy werdykt, jak zresztą i cały mój proces, jest bardzo pouczający dla wszystkich,
tylko trzeba to wszystko uważnie prześledzić, i przeczytać ten dokument. Jest w
nim napisane tak, w dużym skrócie, że mogę robić to, co robiłem dotychczas,
tylko muszę najpierw podać pacjentowi informacje o tym, że istnieją inne metody
diagnozowania i leczenia (zdaniem CPSO, bardziej naukowe od moich), a dopiero
potem mogę opisać swoje. I powiedzieć jeszcze, że moje są nienaukowe.
Otóż śmieszność czy może
raczej fałszywość tej decyzji polega na tym, że na ogół pacjenci, którzy się do
mnie zgłaszają znają już te inne metody, co więcej, wiedzą, że są one mało lub
zupełnie nie skuteczne, przynajmniej w stosunku do danego pacjenta, i dlatego
przyszli do mnie, abym im pomógł.
– Myślę, że to widać dość wyraźnie, że walka toczy się
tutaj o to, aby, delikatnie mówiąc, zniechęcić lekarzy do uprawiania medycyny
naturalnej.
Czym się Pan najczęściej zajmuje w swojej praktyce
lekarskiej, jakimi chorymi?
– Ogólnie mówiąc zajmuję się głównie przewlekle chorymi: chroniczne bóle
głowy, astma u dzieci i u dorosłych. Tych przypadków jest bardzo dużo, coraz
więcej. Potem zaburzenia przewodu pokarmowego, chroniczne zmęczenie,
fibromalgia, to już są prawie epidemiczne choroby. Jeżeli chodzi o dzieci, to
najczęściej są to chroniczne zakażenia górnych dróg oddechowych, uszy, gardło,
nos. Bardzo dużo mam dzieci, które są po leczeniu, powiedziałbym,
przeładowaniu, antybiotykami. To jest przyczyną wielu chorób. Potem, dzieci
nadmiernie aktywne i dzieci z zaburzeniami układu nerwowego. Tych przypadków
jest też bardzo dużo.
– W jakim wieku są te dzieci?
– To w większości są już dzieci w wieku szkolnym. Można było zgłosić się
z nimi do lekarza już dużo wcześniej. Zresztą nie chodzi tu tylko o wiek.
Miałem też taki przypadek, że przychodzi do mnie matka z dzieckiem 4-letnim.
Ale co się okazuje, to dziecko przez ostatnie 3 lata brało po 12 kursów
antybiotyków rocznie. To wychodzi prawie 1 seria antybiotykowa na miesiąc. Czy
takie dziecko może być zdrowe? I czy to jego wina, że jest przeładowany
antybiotykami? A ma dopiero 4 lata. Tutaj potrzebna jest większa troska i
większa wiedza medyczna rodziców. Ale pocieszam się, bo mam już takich
pacjentów, którzy stanowią drugą generację. Przychodzi do mnie młoda matka z
dzieckiem i mówi, że jej matka ją tutaj przysłała do mnie, bo coś się zaczyna
dziać źle z jej dzieckiem, więc lepiej przyjść wcześniej, i dla mnie i dla
dziecka, no i dla babci też, bo pamięta ile kłopotów miała ze mną. A więc nauka
nie poszła w las. To mi daje wielką satysfakcję.
– A jak się mają sprawy z dorosłymi
pacjentami?
– Proszę Pana, dorośli pacjenci trafiają do mnie bardzo często dopiero
wtedy, gdy odwiedzili już kilku innych lekarzy, 5-10 lekarzy, i zwykle tym
ostatnim lekarzem jest psychiatra. Wtedy ludzie często przecierają oczy ze
zdziwienia i... przychodzą do mnie. Dobrze, jeśli uda się im uniknąć ‘lekarstw’
w rodzaju środków antydepresyjnych, ale niestety czasem są już po takich
środkach.
– Jak przebiega u Pana typowa wizyta
pacjenta?
– Wizyta u mnie nie różni się w
zasadzie od wizyty u innego lekarza. Zaczyna się od przeprowadzenia wywiadu.
Zwykle trwa to godzinę, czasem więcej, czasem mniej. Bywa, że rozbijamy tą
pierwszą wizytę na dwie części, jeśli trwa za długo. Pytania są opracowane na
bazie teorii medycyny środowiskowej, a więc analizujemy życie pacjenta w
środowisku, w którym przebywa on na codzień. I szukamy związków pomiędzy
opisywanymi przez pacjenta dolegliwościami a tym środowiskiem, aby znaleźć
przyczyny tych dolegliwości.
– Jak długo się czeka u Pana na wizytę?
– Dość długo, niestety. Ostatnio
około 5-6 miesięcy.
– Przed wejściem do Pana gabinetu wisi napis, z którego wynika, że nie miłe
są Panu osoby, które palą papierosy.
– Jeszcze kilka lat temu przyjmowałem także ludzi palących, tłumaczyłem,
namawiałem, pomagałem, aby przestali palić. Przykro mi, ale skutek tych moich
wysiłków był bardzo mały. Dlatego od pewnego czasu proszę, aby osoby palące nie
przychodziły do mojego gabinetu i nie zamawiały sobie wizyt. Uważam, że jeżeli
teraz, gdy tyle już wiemy o szkodliwości palenia, człowiek mimo to pali, to nie
szanuje on ani siebie, ani lekarza, ani swojego dziecka, ani swojej rodziny. A
przecież już jest chory, czasem bardzo poważnie. Ja naprawdę niewiele mogę
pomóc człowiekowi choremu, który ciągle pali, który ciągle świadomie się truje.
Tym bardziej, że jestem naprawdę bardzo zapracowany, mam wielu pacjentów, i
mogę skuteczniej i szybciej pomóc tym pacjentom, którzy nie palą.
– Ale, czy to nie przesada, żeby nie przyjmować także dzieci palaczy?
– Nie, jeżeli w rodzinie ktoś pali, to ma to szkodliwy wpływ na zdrowie
całej rodziny. To wszyscy dobrze wiemy. Nie można leczyć i wyleczyć dziecka,
które ma astmę, jeżeli ktoś w rodzinie pali. Najpierw rodzice muszą zrobić
wszystko, aby pomóc swojemu dziecku, a dopiero potem lekarz może mu pomóc, i
skuteczniej i szybciej.
– Kiedyś Ks. Prymas Stefan Wyszyński powiedział:
“Albo Polska będzie trzeźwa, albo jej w
ogóle nie będzie”.
Dzisiaj więc do
tej przestrogi trzeba dodać jeszcze jedną nie mniej ważną -
“Albo Polska będzie niepaląca, albo jej w ogóle nie
będzie”.
– Zgadzam się z Panem całkowicie, bo
papieros jest groźniejszy od wódki.
– A jak Pan traktuje wyperfumowane Panie – pacjentki, czy panów –
pacjentów, używających dezodorantów?
– Proszę Pana, z perfumami, z mydłami, z szamponami, z proszkami do
prania, ze wszystkimi chemicznymi, sztucznymi zapachami, ogólnie mówiąc, jest
bardzo poważny problem. Poprzez skórę, poprzez wdychanie, wprowadzamy te
trucizny do naszego organizmu, do naszego systemu nerwowego, co wywołuje wiele
szkodliwych objawów. Zwracał na to uwagę w Polsce prof. Aleksandrowicz już 20
lat temu. Uważam, że problem jest na tyle poważny, że niebawem te zapachy
będziemy traktować podobnie jak palenie papierosów. Obecnie w szpitalach w
prowincji Nowa Szkocja wprowadzono już zakaz używania perfum.
– Jakie jeszcze można by wymienić
najważniejsze zagrożenia dla naszego zdrowia?
– Ja myślę, że zdegenerowane
nienaturalne pożywienie, no i oczywiście pestycydy. Pestycydy, czyli ‘środki
ochrony roślin’, jak to się zwykło mówić po polsku, są prawdziwą plagą naszych
czasów. Nie chronią, lecz szkodzą roślinom, zwierzętom i ludziom też.
– Obawiam się, że może będzie Pan musiał wprowadzić jeszcze jedno
ograniczenie dla swoich pacjentów, a mianowicie, nie przyjmować pacjentów,
którzy stosują pestycydy?
– Kto wie, może i do tego
dojdzie, jeśli się nie opamiętamy w porę. Proszę sobie wyobrazić taką sytuację,
że przychodzi do mnie matka z ciężko chorym dzieckiem. Szukamy przyczyn choroby
i nagle dowiaduję się, że wokół ich domu, domu w którym to dziecko mieszka,
systematycznie od lat stosuje się pestycydy, żeby wokół domu była piękna
trawka. Znam również takie rodziny, które uganiają się za naturalnym
pożywieniem, a swoją trawkę wokół domu traktują... pestycydami.
– Tak rzeczywiście, w języku polskim na pestycydy mówimy grzecznie – ‘środki
ochrony roślin’. Ale kto wie, czy rośliny ucierpią bardziej od chwastów, czy od
pestycydów. Jest jeszcze jedno pytanie, nie mniej ważne od poprzedniego, na
które też brak odpowiedzi. To pytanie brzmi – Czy pestycydy wpierw wyniszczą
chwasty, czy... człowieka?
– Jedno jest już pewne,
pestycydy szkodzą bardziej człowiekowi, niż chwastom.
– Dla wielu lekarzy podstawowym problemem jest choroba, nie pacjent. A jak
Pan traktuje pacjenta?
– Teraz Pana zaskoczę, ale
dla mnie pacjent sam nie jest ważny. Przez cały proces leczenia patrzę na
pacjenta poprzez środowisko, w którym on żyje. Jak mieszka, jak się odżywia,
jak i gdzie pracuje, itd. itd. To są moje podstawowe, pierwsze pytania. Dopiero
w oparciu o to rozpoznanie ogólne, mogę przejść do spraw bardziej
szczegółowych. I dla mnie jest bardzo ważne, żeby pacjent od pierwszej chwili
dobrze mnie zrozumiał i współpracował ze mną. Nawet powiem więcej, i tu znowu
się spotykają nasze poglądy, bo dla mnie potrzebna jest współpraca całej
rodziny. Tak naprawdę, lecząc jedną konkretną osobę, powiedzmy małe dziecko,
proponuję zmiany, które właściwie dotyczą całej rodziny. Jeśli proponuję zmianę
diety, to zachęcam, aby i inni członkowie rodziny też uczestniczyli w tych zmianach. Jeśli proponuję założenie filtrów
do wody, bo ich nie ma jeszcze w danym mieszkaniu, to cała rodzina na tym
zyskuje i z tego korzysta. Tak, że można powiedzieć bez przesady, że lecząc
jedną osobę pomagam całej rodzinie.
– Zaraz, zaraz, przecież to oznacza, że Pan właściwie jest lekarzem
rodzinnym. To Panu powinien przysługiwać ten tytuł – family physician, bo Pan w pełnym tego słowa znaczeniu leczy całą
rodzinę. Tu widać również wielką różnicę pomiędzy medycyną środowiskową a
medycyną nienaturalną. A zatem, może powinien Pan brać za wizytę, czy poradę,
nie stawki osobowe, ale jakieś ‘stawki rodzinne’?
– To może i dobry pomysł,
ale nie wydaje mi się realny.
– Czy Pan ma więcej pacjentów dorosłych, czy dzieci?
– Ja myślę, że jest tak fifty-fifty.
Ale znowu trzeba pamiętać o tym, co powiedziałem przed chwilą. Chociaż wizyta
może dotyczyć jednej osoby, to jej konsekwencje obejmują zazwyczaj całą rodzinę.
A nawet nie będzie chyba przesadą, jeśli powiem, że służę także i przyszłym
generacjom.
Jednym z najważniejszych
problemów jest dla mnie zdrowie kobiety, kobiety-matki. Jeśli chcemy, co Pan
tak mocno podkreśla w swojej książce, dokonać istotnego postępu w zakresie
zdrowia całego społeczeństwa, to ten proces musimy zacząć nawet nie od dzieci,
ale od matek. Do Pana haseł dodam jeszcze jedno hasło:
Aby dzieci były zdrowe, ich matki muszą być zdrowe.
Kobieta, która myśli o
poczęciu zdrowego dziecka powinna być do tego niezwykle starannie i poważnie
przygotowana. Tutaj już jeszcze przed poczęciem zaczyna się zapobieganie
chorobom dziecka. Kobieta, która zamierza mieć dziecko nie może palić. Nie może
pracować i przebywać w miejscach toksycznych. Jej mieszkanie nie powinno
zawierać substancji toksycznych. Jej całe otoczenie powinno być specjalnie
czyste i zadbane, głównie po to, aby na świat przyszło zdrowe dziecko. Taka
kobieta musi się prawidłowo odżywiać, prowadzić prawidłowy tryb życia itd. itd.
Dla kobiet, które chcą tak
przygotować się do poczęcia nowego życia, mamy odpowiednie programy, porady,
aby im pomóc. Proszę zwrócić uwagę, że jeśli kobieta, często jeszcze za radą
swojej matki, czy babci, przygotowuje się do bycia dobrą matką np. poprzez picie codziennie dużej ilości
mleka, to jest bardzo prawdopodobne, że jej pociecha może mieć alergię do mleka.
Bardzo często błędy w diecie matki, otoczenie, w jakim przebywa w czasie ciąży
(miejsce pracy, szkoła czy dom), niewłaściwy tryb życia (mało ruchu, dużo
papierosów, kawy, mleka, nieodpowiednie kosmetyki itp.) sprawia, że rodzi się dziecko, które jest alergikiem
jeszcze przed urodzeniem.
– Z badań opublikowanych niedawno w Anglii wynika, że w mleku matek wykryto
ponad 350 różnego rodzaju ‘zanieczyszczeń’. Substancje te pochodziły m.in. z
perfum, olejków do opalania, płynów do czyszczenia, pestycydów (DDT) i
zanieczyszczeń przemysłowych. Co więcej, stwierdzono, że 2–miesięczne noworodki
wchłaniają z mlekiem matki niezwykle trującą substancję o nazwie dioxin, w stopniu, 42 razy
przewyższającym przyjęte dopuszczalne normy.
– Proszę Pana, skoro te
trucizny, nazywajmy rzeczy po imieniu, skoro te trucizny znajdują się w
powietrzu, w glebie, w wodzie, w pożywieniu, a także w naszych mieszkaniach,
ukryte w proszkach do prania, płynach do mycia naczyń, w kosmetykach itd., to
czy można się dziwić temu, że znajdują się one również w mleku matki. I dalej,
czy możemy się dziwić temu, że już poczęte dziecko narażone jest na wszystkie
te trucizny. Ja dziwię się tylko jednej sprawie, że w wielu rodzinach, że wiele
matek, nie zdaje sobie w ogóle sprawy z tego, że sami, świadomie lub nie,
skracają sobie życie, sobie i swoim dzieciom. Przecież o tym już się dużo wie i
można wiele tych trucizn wyeliminować z naszego życia, z naszego środowiska.
– Ale pomimo tak ogromnego zagrożenia dla zdrowia dziecka, zachęca się
matki, aby jak najdłużej karmiły piersią swoje dzieci.
– Tak powinny to robić tak długo, jak
to jest tylko możliwe, bo pokarm matki i tak jest najlepszym pożywieniem i
najlepszym lekarstwem dla dziecka. I nie zastąpią go żadne odżywki i żadne
lekarstwa. A my wszyscy, a przede wszystkim matki, muszą obudzić się z tego
uśpienia i wszelkimi sposobami usuwać trucizny ze środowiska, w którym żyją,
głównie ze swoich domów. Bo sama
medycyna, nawet naturalna nie będzie w stanie nam pomóc.
– Trudno w tym miejscu nie zrobić jeszcze jednej uwagi, która widoczna jest
gołym okiem. Co na to wszystko istniejący system zdrowia? Ale to już temat na
oddzielną rozmowę.
Następny: http://www.eczyzo.com/2016/09/p-dr-jozef-krop-4-z-6.html
Następny: http://www.eczyzo.com/2016/09/p-dr-jozef-krop-4-z-6.html
No comments:
Post a comment