6 Niedziela Wielkanocy
A
J 14, 15-21
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje
przykazania. Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami
był na zawsze, Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie
widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie.
Nie
zostawię was sierotami: Przyjdę do was. Jeszcze chwila, a świat nie będzie już
Mnie oglądał. Ale wy Mnie widzicie, ponieważ Ja żyję i wy żyć będziecie. W owym
dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was.
Kto ma
przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten
będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu
siebie”.
„Kto zachowuje moje przykazania, ten Mnie miłuje”
Miało to
miejsce we Włoszech podczas drugiej wojny światowej. Pewna mieszkanka miasteczka
Barga opiekowała się, chroniła, dostarczała żywność i odzienie ukrywającym się
żołnierzom angielskim i partyzantom. Któregoś dnia sprawa się ujawniła. Niemcy
aresztowali ją i osadzili w więzieniu w Lucca. Rozpoczęło się przesłuchanie:
–
Czy rzeczywiście ukrywałaś wielu ludzi i opiekowałaś się
nimi – pytali.
–
Tak! – odrzekła.
–
Czy byli to wrogowie – partyzanci i Anglicy?
–
Wszyscy byli moimi braćmi.
– Mów prawdę – krzyczeli, przykładając pistolet do jej
głowy – czy byli to partyzanci?
–
Tak, byli wśród nich i partyzanci, ranni, głodni,
obdarci... Ale jeżeli chcecie zabić, to nie mnie, ale Tego, kto kazał mi to
robić.
–
Kto to jest? – wołali. Kobieta wyciągnęła krzyż i
powiedziała: „To Ten! To On nauczył mnie kochać wszystkich ludzi. Was również
On kazał mi kochać”. Niemcy opuścili broń, bo jednak odezwały się w nich
jeszcze jakieś ludzkie uczucia. Po kilku dniach zwolnili ją.
A my, jak
sądzę, nie mamy wątpliwości, że kobieta owa należała do ogromnej rzeszy tych,
których miał na myśli Pan Jezus, kiedy mówił: „Kto ma moje przykazania i
zachowuje je, ten Mnie miłuje”. Bo kto ogranicza się tylko do pięknych słownych
deklaracji, a nie potwierdza swojej miłości czynami, żyje w świecie iluzji.
Niestety,
zdarzały się także – i bynajmniej nierzadko – sytuacje dalekie od tego, by
napawać optymizmem. Zdarzają się one i dzisiaj. A ponieważ na straży przykazań
stoi niezłomnie Chrystusowy Kościół, wielu współczesnych postrzega go, jako
swego otwartego nieprzyjaciela i manifestuje swoją względem niego niechęć
twierdząc, że ogranicza ich wolność, że nakłada ciężary nie do uniesienia, że
księża wymagają rzeczy niemożliwych i sprzecznych z naturą, że ingerują w sferę
ludzkiej prywatności, co tym bardziej zasługuje na dezaprobatę i odrzucenie, że
Dekalog i prawo Boże jest przeżytkiem i fikcją.
Ludzie ci
twierdzą, że jedynym obowiązującym prawem powinno być to, które będzie
ustanowione i ogłoszone przez specjalnie w tym celu powołane organa władzy. Nad
takim bowiem prawem można sprawować kontrolę, można je doskonalić, dostosowywać
do aktualnych społecznych zapotrzebowań, a w razie potrzeby odwołać, jeśli, na
przykład, jakaś, nieokreślona bliżej większość obywateli dojdzie do wniosku, że
taki czy inny przepis ogranicza ich wolność.
Rozumowanie
to już od początku jest naiwne i nierozsądne. Zawsze bowiem istniały i będą
istnieć takie prawa, którym wszyscy bez wyjątku ludzie, niezależnie od swojej
woli i przekonań, muszą się podporządkować. Nietrudno przecież wyobrazić sobie
los człowieka, który stojąc na szczycie wieżowca uzna za rozsądne zaprzeczyć
prawu grawitacji i rzuci się w otwartą przestrzeń, czując się wolnym jak ptak.
Zauważył to i w zwięzły sposób sformułował Immanuel Kant mówiąc, że „fizyka
zajmuje się prawami przyrody, etyka – prawami wolności” i choć możliwe, że nie
zdawał sobie z tego sprawy, wyraził starą chrześcijańską mądrość, która głosi,
że wolność nie polega na odrzuceniu wszelkich praw, lecz na właściwym ich
rozpoznawaniu i zastosowaniu. W rezultacie bowiem może to zapewnić człowiekowi
wszechstronny rozwój i realizację najgorętszych pragnień. Prawa moralnego,
czyli Bożych przykazań dotyczy to także. Dekalog bowiem chroni moralne wartości
ludzkiego życia, wśród których na pierwszym miejscu znajdują się wartości religijne,
to znaczy wiara w Boga i szacunek względem tego, co święte. Zaraz zaś po nich
następują wartości życia codziennego, czyli zdrowa więź rodzinna, pokój i
ochrona ludzkiego życia, uporządkowane życie płciowe, poszanowanie cudzej
własności oraz prawda. Bez tych wartości życie ludzkie byłoby koszmarem nie do
zniesienia. One bowiem stanowią fundament sprawiedliwości społecznej i moralny
kościec ludzkości.
A jednak
trzeba zwrócić uwagę, że wielu współczesnych z uporem godnym lepszej sprawy
wraca do myśli zdecydowanego wroga chrześcijaństwa, Friedricha Nietzsche'go,
który mówił: „Rozbijcie stare tablice przykazań; wróćcie znów wolność
człowiekowi”, mimo że nie jeden już raz mogli się przekonać, jakie powoduje to
skutki zarówno w życiu poszczególnych ludzi, jak i całych społeczeństw.
Pewien
wiedeński katecheta zapytał kiedyś syna wojującego socjalisty czy zna Dziesięć
Bożych Przykazań. – Nie znam ich –
odpowiedział chłopak – bo mój ojciec powiedział, że nie potrzebuję się ich
uczyć, gdyż do niczego nie są mi potrzebne. Niedługo potem chłopak ten ukradł
własnemu ojcu poważną sumę pieniędzy. Koledzy z pracy kpili wtedy z
przemądrzałego ojca mówiąc: „Wiesz, mogłeś nauczyć syna przynajmniej siódmego
przykazania „nie kradnij”, a nie miałbyś dzisiaj kłopotu”.
Odrzucenie przykazań Bożych w skali społeczeństwa ma o wiele większy
ciężar gatunkowy i jest znacznie boleśniejsze w skutkach. Przecież to z zachęty
Nietzshe'go skorzystał Hitler, gdy pisał: „Przyjdzie dzień, w którym przeciw
tym dziesięciu przykazaniom ja wzniosę tablice nowego prawa... My walczymy
przeciw przekleństwu tak zwanej moralności, uznawanej za Boską, moralności
każącej bronić słabego przed silnym, przeciwnej nieśmiertelnemu prawu wojny,
która jest Boskim prawem natury. My walczymy przeciw tym, tak zwanym,
dziesięciu przykazaniom”. Innym znów razem powiedział: „Ja zniszczyłem
ogrodzenie przykazań, żerdź po żerdzi”. Skutki tych jego dokonań miał okazję
poznać cały świat. Owszem, miał, ale z tej lekcji świat niczego się nie nauczył.
Bo dzisiaj sam, jak powiedziałem, uparcie walczy z tymi przykazaniami, czego
symbolem może być choćby usunięcie pomnika Dziesięciu Bożych Przykazań z gmachu
sądu w Alabamie czy z innych miejsc publicznych. I ciągle liczy na to, że kiedy
wreszcie wyswobodzi się spod ich ciężaru, zapewni sobie trwałą wolność, radość
i szczęście.
W tym
wszakże miejscu warto postawić pytanie, czy faktycznie przez to, że ludzie nie
zachowują przykazań Bożych, ignorują je i wyśmiewają się z nich, świat i życie
na ziemi stało się lepsze? Fakt, że w wielu krajach, gdzie depcze się Dekalog
ludzie często boją się wystawić nos na ulicę, aby nie stać się ofiarą rabunku
czy gwałtu, świadczy o czymś przeciwnym. Fakt, że coraz więcej młodych ludzi
popełnia przestępstwa z zabójstwami włącznie, zażywa narkotyki, staje się
ofiarą alkoholizmu, także nie świadczy na korzyść wolności od przykazań.
Rozbite małżeństwa i przepełnione dziećmi sierocińce są wręcz niemym krzykiem
sprzeciwu wobec lekceważenia Dekalogu.
A ogólny
stan zdrowia społeczeństw? Pośród lekarzy amerykańskich przeprowadzono przed
kilku laty bardzo interesującą ankietę. Jedna z jej kwestii brzmiała: podaj w
procentach ilu pacjentom, których aktualnie leczysz, możesz pomóc wykorzystując
swoje umiejętności i wszystkie dostępne ci środki medyczne. Odpowiedź była
zaskakująca. Okazało się bowiem, że lekarze mogą pomóc tylko dziesięciu
procentom swoich pacjentów. Dziewięćdziesiąt procent ludzkich chorób ma ich
zdaniem podłoże duchowe, psychiczne. Komentując te wyniki jeden ze znanych
lekarzy stwierdził, że problemem naszych czasów nie są choroby fizyczne, lecz
psychiczne, związane najczęściej z konfliktem sumienia. Wobec takich chorób
lekarze są bezsilni. Przy ich zwalczaniu nie mogą bowiem uciec się do pigułek.
Trzeba więc przyznać, że wysoką cenę płaci współczesne pokolenie za oddalenie
się od Boga i ignorowanie Jego woli, a naprawdę nic nie wskazuje na to, że
osiąga zamierzone cele w postaci niezmąconej radości, błogiego spokoju i
szczęścia. Wręcz przeciwnie!
Zwróćmy
tymczasem uwagę na słowa Jezusa z odczytanej dzisiaj Ewangelii. Pochodzą one z
Jego mowy pożegnalnej wygłoszonej do uczniów podczas Ostatniej Wieczerzy. Za
progiem Wieczernika był Ogród Oliwny i wszystko, co nastąpiło potem, to znaczy
pojmanie, męka i śmierć, a także rozproszenie tych, których sobie wybrał. Jak
każda kochająca matka czy ojciec w obliczu zbliżającej się śmierci myśli o
przyszłości swoich dzieci, tak Jezus, na kilkanaście godzin przed
ukrzyżowaniem, jest głęboko zatroskany o przyszłość i los swoich uczniów. A
zależy Mu nie tylko na utrzymaniu łączności, ale przede wszystkim na obecności
wśród nich. Nie będzie to, oczywiście, obecność cielesna, gdyż tej zachować nie
można, zresztą, jest ona niedoskonała i ograniczona. Dlatego postanawia zostać
z nimi aż do końca świata w sposób o wiele doskonalszy i łatwiej dostępny
milionom i miliardom ludzi, bez względu na miejsce i czas. Zostaje więc w
Sakramencie Eucharystii, w swoim słowie i we wspólnocie ludzi żyjących miłością
Boga i bliźniego. „Nie zostawię was sierotami – mówi. – Będę prosił Ojca, a da
wam innego Pocieszyciela, aby z wami pozostał na zawsze”. Jednakże warunkiem
jest miłość: „Jeżeli Mnie miłujecie”. Nie chodzi, naturalnie, o uczucia, a już
na pewno nie najpierw i przede wszystkim o uczucia, jak to niekiedy wydaje się
ludziom.
W poradni
psychologicznej toczy się rozmowa. Mężczyzna mówi do psychologa: – Między mną a
żoną nie ma już uczucia, jakie towarzyszyło nam po ślubie. Sądzę, że jej nie
kocham. Ona też mnie nie kocha. Co powinienem robić? – To znaczy, że nie ma już między wami
uczucia miłości? – pyta psycholog. –
Nie, nie ma. Ale mamy troje dzieci i ich los nie jest mi obojętny, co więc
powinienem robić? – Kochaj swoją żonę –
odpowiada psycholog. – Ale mówiłem już
panu, że nie ma między nami uczucia – upiera się człowiek. – Kochaj ją – powtarza psycholog. – Ale pan mnie chyba nie zrozumiał – obstaje
przy swoim mężczyzna – mówiłem już przecież, że nie ma między nami uczucia
miłości. – A zatem kochaj ją – mówi
niezmiennie psycholog. – Jeżeli nie ma uczucia miłości, to jest najlepszy
powód, żeby ją kochać. – Ale jak mogę
kochać, skoro nie ma uczucia? – Drogi
panie, uczucie miłości jest dopiero owocem miłości. Jeżeli chce pan go zdobyć,
musi pan kochać żonę, to znaczy, służyć jej, poświęcać się dla niej, słuchać
ją, szanować, akceptować ją. Czy jest pan gotów to robić?
Istotą
miłości Boga także nie są miłe uczucia i piękne słowa, ale konkretne działania,
czyli pełnienie woli Bożej. Wola Boża zaś wyraża się w przykazaniach. Tak więc
podstawowym, najważniejszym sposobem wyrażania miłości względem Boga jest
zachowywanie Jego przykazań. Przy czym winniśmy zachowywać je zawsze, a nie
wtedy jedynie, gdy ich pełnieniu towarzyszą miłe uczucia. Co więcej, bywa
niejednokrotnie, że trzeba je wypełniać na przekór uczuciom. Tak czynimy choćby
wtedy, gdy wybaczamy wrogowi i krzywdzicielowi, mimo że nasze uczucia buntują
się przeciw niemu.
Tak też
postępujemy, gdy pomagamy w potrzebie osobie mało sympatycznej czy wręcz
antypatycznej. A właśnie takiego postępowania uczy nas Pan Jezus w Ewangelii
zarówno słowem jak i przykładem, i takiego wymaga od nas.
I tylko
tym, którzy w ten sposób będą okazywać Mu miłość obiecuje, że będzie ich
miłował również Ojciec niebieski. Obiecuje też, że zamieszka w ich sercu
napełniając radością i pokojem, jakiego świat dać nie może. Nie będzie to
bowiem sielankowy spokój, jaki przynosi ze sobą pogodny i cichy zmierzch
letniego dnia, jakkolwiek miły i cenny, ale głęboki i niemal niewyrażalny pokój
czystego sumienia, pokój poczucia dobrze spełnionego obowiązku, pokój właściwy
tym, którzy mimo przeciwności i życiowych burz nie zawiedli, nie zdradzili,
lecz dotrwali w wierności do końca.
Czy ja
mam nadzieję, że – podobnie jak wspomniana
na początku Włoszka – znajdę się w ich liczbie?
No comments:
Post a comment