TEMATY
MODLITWA O BEATYFIKACJĘ Sł. B. Ks. STEFANA KARDYNAŁA WYSZYŃSKIEGO
A Prayer for the Beatification of Cardinal Stefan Wyszyński The Primate of the Millenium
Dziedzictwo Prymasa Tysiąclecia
Dziedzictwo Prymasa Tysiąclecia
GODNOŚĆ KOBIETY i MATKI
KOŚCIÓŁ i NARÓD
ABC SPOŁECZNEJ KRUCJATY MIŁOŚCIThe ABCs of the Crusade of Love
Rodzina Bogiem
silna !
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
MODLITWA O BEATYFIKACJĘ
Sł. B. Ks. STEFANA KARDYNAŁA WYSZYŃSKIEGO
PRYMASA TYSIĄCLECIA
(3 sierpnia 1901 – 28 maja 1981)
Boże
w Trójcy Świętej Jedyny, Ty w swojej niewypowiedzianej dobroci powołujesz
ciągle nowych apostołów, aby przybliżali światu Twoją Miłość.
Bądź
uwielbiony za to, że dałeś nam opatrznościowego Pasterza Stefana Kardynała
Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia.
Boże,
źródło wszelkiej świętości, spraw, prosimy Cię, aby Kościół zaliczył go do
grona swoich świętych.
Wejrzyj
na jego heroiczną wiarę, całkowite oddanie się Tobie, na jego męstwo wobec
przeciwności i prześladowań, które znosił dla imienia Twego.
Pomnij,
jak bardzo umiłował Kościół Twojego Syna, jak wiernie kochał Ojczyznę i każdego
człowieka, broniąc jego godności i praw, przebaczając wrogom, zło dobrem
zwyciężając.
Otocz chwałą wiernego Sługę
Twojego Stefana Kardynała, który wszystko postawił na Maryję i Jej zawierzył
bez granic, u Niej szukając pomocy w obronie wiary Chrystusowej i wolności
Narodu. Ojcze nieskończenie dobry, uczyń go orędownikiem naszych spraw przed
Tobą.
Amen.
Pokornie Cię błagam, Boże,
udziel mi za wstawiennictwem Stefana Kardynała Wyszyńskiego tej łaski, o którą
Cię teraz szczególnie proszę ...
A
Prayer for the Beatification
of
Cardinal Stefan Wyszyński
The
Primate of the Millenium
(3
VIII 1901 – 28 V 1981)
Triune God, in Your inexpressible
goodness You keep calling upon new apostles to bring Your Love to the world. Be
glorified for having given us a providential Pastor, Cardinal Stefan Wyszyński.
God, who are the source of all
holiness, we ask You to make the Church acknowledge him as one of Her saints.
Look upon his heroic faith, full commitment to You, upon his courage in the
face of hardships and persecutions suffered for Your name. Remember his love
for the Church of Your Son; remember how faithfully he loved his fatherland and
every man, whose dignity and rights he fought for, whose enemies he forgave,
thus overcoming evil with good.
Surround Cardinal Stefan Wyszyński with
glory as Your faithful servant, who staked everything on Mary and trusted Her
completely, finding recourse with Her when defending the Christian faith and
the national freedom.
Father, who are infinitely good, make
him an intercessor for us before You. Amen.
I humbly ask You, God, by the intercession of
Cardinal Stefan Wyszyński, impart me the grace I’m now asking You for ……..
Dziedzictwo
Prymasa
Tysiąclecia
...„ Módlmy się. Módlmy się jedni za drugich.
Polecajcie Bogu duszę świętej pamięci kardynała Stefana, Prymasa Polski.
Módlcie się za Ojczyznę, za Kościół w niej, za cały Kościół, za świat.
Módlcie się za mnie, niegodnego Sługę Chrystusa i Jego widzialnego Zastępcę.
A przedmiot Waszej modlitwy uczyńcie przedmiotem refleksji, głębokiej narodowej medytacji.
Szczególnym przedmiotem takiej medytacji uczyńcie postać niezapomianego Prymasa, świętej pamięci kardynała Stefana Wyszyńskiego, Jego osobę, Jego naukę, Jego rolę w jakże trudnym okresie naszej historii.
To wszystko uczyńcie przedmiotem medytacji i podejmijcie to wielkie i trudne dzieło, dziedzictwo przeszło tysiącletniej historii, na którym On, kardynał Stefan, Prymas Polski, dobry Pasterz wycisnął trwałe, niezatarte piętno.
Niech dzieło to podejmą z największą odpowiedzialnością pasterze Kościoła, niech podejmie je duchowieństwo, kapłani, rodziny zakonne, wierni każdego wieku i każdego zawodu.
Niech podejmą je młodzi. Niech podejmie je cały Kościół i cały Naród.
Każdy na swój sposób tak, jak Bóg i własne sumienie mu wskazuje.
Podejmijcie i prowadźcie je ku przyszłości”...
Rzym, Stolica Apostolska, dnia 28 maja 1981 roku
w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego.
Jan Paweł II, papież
Wprowadzenie
W ostatnich latach z woli Boga – Ojca Narodów, naród polski otrzymał 3 wielkie wsparcia, 3 wielkie dary: św. Siostrę Faustynę Kowalską, Sł. B. Wielkiego Prymasa, ks. Stefana kardynała Wyszyńskiego i Wielkiego Papieża – Polaka, bł. Jana Pawła II. Gdybyśmy umieli w pełni skorzystać z tych wielkich darów, zapewne inaczej wyglądałoby życie w naszych rodzinach, w naszym państwie, inaczej wyglądałaby Europa i świat cały.
Nauczyliśmy się już cieszyć i klaskać podczas kolejnych wizyt papieskich. Nauczyliśmy się już oglądać kolorowe albumy. Pora więc, abyśmy zaczęli żyć według wskazań tych trzech wielkich polskich mędrców Bożych, trzech danych nam od Boga, Nauczycieli Narodu Polskiego.
W przypadku św. siostry Faustyny jest to stosunkowo proste zadanie. Lektura jej Dzienniczka wystarczy, aby zrozumieć potęgę Bożego Miłosierdzia. Natomiast problem i to ogromny jest z nauczaniem Ojca św. Jana Pawła II i Prymasa Tysiąclecia, ks. Stefana kardynała Wyszyńskiego. Dorobek tych dwóch mędrców Bożych, niestety nie da się zamknąć w jednej księdze. Stąd wynika potrzeba, aby przybliżyć nam, ludziom małej wiary, ich wielki dorobek.
Zorganizowana w dn. 28-30 maja 2004 r. w kościele św. Kazimierza w Toronto wystawa p.t. Dziedzictwo Prymasa Tysiąclecia miała właśnie na celu w pewnym stopniu przybliżyć kilka tematów z nauczania Wielkiego Prymasa Polski. Dlatego w wystawie tej kolorowe obrazki zeszły na plan dalszy, a główny wysiłek został skierowany na wybranie kilku myśli – tekstów, które pokazałyby nam i zachęciły nas wszystkich do głębszego zainteresowania się tym skarbem naszym polskim, jakim bez wątpienia jest Dziedzictwo Prymasa Tysiąclecia.
W ramach tej wystawy przedstawiamy 3 tematy – Rodzina Bogiem silna !, Będziesz miłował... i Warszawa Prymasa Tysiąclecia.
Rodzina Bogiem silna !
O tym, że instytucja rodziny jest aktualnie bardzo zagrożona wiemy wszyscy. Mówi się i pisze dużo o kryzysie rodziny. Podejmuje się także różne próby ratowania rodziny. Ale większość tych działań, przyjmuje jakby problem ten powstał dopiero niedawno. Tymczasem jest to problem nie nowy i warto, aby przy analizowaniu i szukaniu rozwiązań tego problemu, powrócić właśnie do nauczania Prymasa Wyszyńskiego w tym względzie. Z konieczności wybrałem tylko kilka myśli ks. Prymasa związanych z rodziną i jej problemami. Ale mam nadzieję, że zachęcą one tych, którym leży na sercu ten problem, do zgłębienie nauczania prymasowskiego w tym względzie.
Rodzina Bogiem silna! To apel, a jednocześnie pewna droga przezwyciężania wszelkich problemów, które nękają współczesną rodzinę.
Stare to słowa, ale mocne i niestety, ciągle aktualne. A może nawet teraz bardziej aktualne niż przed laty, bo bój o rodzinę toczy się na całym świecie. Jaka rodzina, taki naród. Jaki naród, taka Polska. Jaka Polska, taka Europa.
Będziesz miłował...
Miłość jest podstawą naszej wiary. Ale niestety, nasza miłość nie jest oparta na wierze. Miłość to potęga. Ale niestety nasza siła nie jest oparta na Bożej miłości. Przykre to, ale szczególnie my Polacy, nie potrafimy żyć miłością na codzień, chociaż mamy tak wspaniałych nauczycieli.
Kilka lat temu spotkałem się z moim przyjacielem, który akurat awansował na menadżera. Cieszył się autentycznie z tego awansu i opowiadał mi, że to nie jest takie proste, aby zostać menadżerem w firmie, w której pracuje. Kandydaci na menadżerów kierowani są na specjalny kurs, na którym uczą ich podstawowych zasad obcowania z ludźmi, z ich przyszłymi podwładnymi. I zaczął mi opisywać poszczególne zasady tej współpracy, bo musiał się tego nauczyć na pamięć. Zauważyłem, że te ‘świeckie’ zasady niewiele różnią się od ‘ABC Społecznej Krucjaty Miłości’, opracowanej przez ks. Prymasa Wyszyńskiego, więc podałem mu kopię tych zasad, on zaczął je łapczywie czytać i w pewnej chwili nie wytrzymał i wykrzyknął z radością – To jest właśnie to!!! To czego nas uczyli, to jest to samo, tylko w świeckim ujęciu. Dałem mu tą kopię, oprawił ją w ramki i do dzisiaj wisi nad jego biurkiem.
A więc można Bożą miłością żyć na codzień. Myślę, że właśnie tutaj, w praktykowaniu Bożej miłości na codzień leży klucz do rozwiązania wielu naszych, polskich problemów. Miłować naszych nieprzyjaciół, to nie jest utopia, to nie jest niepraktyczna teoria. To jest podstawa naszej katolickiej wiary. To jest podstawa cywilizacji miłości.
„Człowiek człowiekowi bratem”
„Polak Polakowi bratem”
Kiedy dożyjemy tych czasów ? Aby to urzeczywistnić, trzeba żyć miłością Bożą na codzień. Dlatego ks. Prymas Wyszyński często powtarzał to hasło, które ‘przysłała’ mu w czasie wojny walcząca Warszawa – „Będziesz miłował...”.
Niestety, ciągle jeszcze bardziej aktualne jest inne hasło, znane już starożytnym:
„Homo homini lupus est” – „Człowiek człowiekowi wilkiem”.
Wielu współczesnych ‘mędrców’ i ‘wychowawców’ robi wszystko, aby nadal realizować to starożytne hasło. A ks. Prymas Wyszyński uczył i nas i tych, którzy chcą nas wychowywać bez Boga i bez miłości, że jest to droga niewłaściwa i bardzo niebezpieczna:
„.Nie ma się czego bać ludzi wtedy, gdy się modlą, gdy wierzą, gdy miłują. Trzeba się bać ludzi wtedy, gdy przestaną wierzyć, gdy przestaną się modlić i gdy już nie będą miłowali. Tacy ludzie są groźni”.
Warszawa Prymasa Tysiąclecia
Stefan Wyszyński jako chłopiec uczył się w gimnazjum Górskiego w Warszawie w latach 1912-15. Później, już w czasie wojny, jako ksiądz-profesor udaje się do podwarszawskich Lasek, gdzie zostaje kapelanem w Zakładzie dla Niewidomych. W tym czasie prowadzi także ożywioną działalność duszpasterską i konspiracyjną w pobliskiej Warszawie. W czasie Powstania Warszawskiego zostaje też kapelanem okręgu Wojskowego Żoliborz .
Stąd z Warszawy, stolicy Polski katolickiej, jako Biskup gnieźnieński i warszawski, Prymas Polski, kieruje Listy pasterskie i apele do swoich wiernych, do całej Polski. Tutaj naucza i prowadzi procesje na Boże Ciało. Kieruje pracami Episkopatu Polski. Wysyła prośby i protesty do ‘władców’ tego świata, spotyka się z nimi, rozmawia. Poucza nas wszystkich jak mamy żyć i pracować dla dobra Kościoła i Polski. Jak kochać nawet nieprzyjaciół. Wiele Jego myśli pomaga nam żyć także w dzisiejszych, nie mniej trudnych czasach. I to zarówno w kraju, jak i poza jego granicami.
Słowo, Boże słowo i Miłość, to były oręża, którymi walczył przez życie całe Sługa Boży, Prymas Tysiąclecia, ks. Stefan Kardynał Wyszyński.
Walczył i zwyciężał.
***
Wyrazy podziwu i najwyższego szacunku należą się powstałem w roku 1993 Instytutowi Prymasowskiemu Stefana Kardynała Wyszyńskiego, który za swoje najważniejsze zadanie uznał zabezpieczenie i upowszechnianie Dziedzictwa Prymasa Tysiąclecia. Dzięki tej mozolnej i niełatwej pracy zachowane zostaną dla nas i dla przyszłych pokoleń owoce pracy Wielkiego Prymasa Polski.
W tym miejscu pragnę też wyrazić swoje osobiste podziękowania dla Instytutu Prymasowskiego i Fundacji „Dziedzictwo Stefana Kardynała Wyszyńskiego” za wszelką okazaną mi pomoc i zachętę do podjęcia tej pracy poza granicami Polski.
***
Aby zrozumieć i wprowadzić w życie prymasowskie i papieskie nauczanie, musimy nauczyć się słuchać, słuchać i ufać mądrzejszym od nas. Przez lata całe, począwszy od II wojny światowej, aż po dzień dzisiejszy, ‘uczono’ nas, aby nie słuchać naszych ‘przywódców’. I to nam chyba weszło w krew. Któż z nas słuchał tow. Bieruta, czy tow. Gomułkę, a potem tow. Gierka, czy Jaruzelskiego ? Nawet towarzysze partyjni pokpiwali sobie ze swoich ‘wodzów’. Nie słuchaliśmy także naszych nauczycieli w szkole. A potem nawet własnego ojca lub matki, którzy wstąpili do partii. I tak krok po kroku nie słuchaliśmy i nie słuchamy nikogo. Ucierpiał na tym i ks. Kardynał Prymas i ks. Kardynał Wojtyła. Ale najwięcej ucierpieliśmy i straciliśmy my, naród polski. W ostatnich latach może jeszcze większe spustoszenie w naszych umysłach i sercach dokonali ‘mędrcy’ spod znaku ‘rupta co kceta’ i wszechwiedzące dziennikarzyny.
Pora już otrząsnąć się z tego nalotu i zacząć na nowo pobierać nauki u najlepszych naszych nauczycieli. Nie ma chyba takiego drugiego narodu, który miałby tak wspaniałych nauczycieli, jak naród polski.
GODNOŚĆ KOBIETY i MATKI
Święta Boża
Rodzicielko i
Matko Dobrej Rady !
Przyrzekamy Ci, z oczyma utkwionymi w Żłobek Betlejemski,
że odtąd wszyscy staniemy na straży budzącego się życia.
Walczyć będziemy w obronie każdego dziecięcia i
każdej kołyski równie mężnie, jak Ojcowie nasi walczyli o byt i wolność Narodu,
płacąc obficie krwią własną. Gotowi jesteśmy raczej śmierć ponieść, aniżeli
śmierć zadać bezbronnym.
Dar życia uważać będziemy za
największą Łaskę Ojca wszelkiego Życia i za najcenniejszy skarb Narodu.
Matko Chrystusowa i Domie Złoty !
Przyrzekamy Ci
stać na straży nierozerwalności małżeństwa, bronić godności kobiety, czuwać na
progu ogniska domowego, aby przy nim życie Polaków było bezpieczne.
Przyrzekamy Ci umacniać w rodzinach
Królowanie Syna Twego Jezusa Chrystusa, bronić czci Imienia Bożego, wszczepiać
w umysły i serca dzieci ducha Ewangelii i miłości ku Tobie, strzec prawa
Bożego, obyczajów chrześcijańskich i ojczystych.
Przyrzekamy Ci wychować młode pokolenie w
wierności Chrystusowi, bronić przed bezbożnictwem i zepsuciem i otoczyć czujną
opieką rodzicielską.
(Śluby Jasnogórskie, 1956)
Przeszło milionowa rzesza wróciła do domów i roznioła po całej Polsce
radosną wieść, że oto Naród ponowił swoje Ślubowania, że rozpoczyna teraz
wielką pracę nad wprowadzeniem ich w życie...
Naród polski składał już wiele razy
swoje ślubowania; chociaż dochował wiary Kościołowi, to jednak nie wyzbył się
wielu nałogów i wad narodowych, które nie dadzą się pogodzić z postawą Narodu
wierzącego. Tak często jesteśmy powodem zgorszenia, gdy ludzie niewierzący
patrzą na życie wierzących.
(Komańcza, 13.09.1956)
Istnieje we
współczesnym świecie jakieś nasilenie problemu kobiety, potrzeba rehabilitacji
świata kobiecego i ustawienia go na właściwym miejscu w życiu narodów i w życiu
Kościoła.
Trzeba odważnie wyjść na
spotkanie poważnym, aktualnym problemom świata kobiecego, aby rozwiązać je w
czasach dzisiejszych tak, jak od początku zagadnienie to rozwiązywał Ojciec
niebieski w raju, Duch Święty w Nazarecie, a Kościół w Wieczerniku Zielonych
Świąt.
(Warszawa, 1967)
Gdy naród przyrzekał w dniu
przyrzeczeń jasnogórskich „bronić godności kobiety” to, dlatego, że od polskiej
kobiety oczekuje pilnie pomocy do wszelkiego dobrego.
Już dość długo kobieta była
służebnicą złą, by nie widziała gorzkich owoców tej służby.
Zobaczcie, kto dziś na wielu
odcinkach życia naszego pobudza tak często do zła?
Kobiety, matki żyjących, wołały o
prawo do zadawania śmierci.
W literaturze, w rzeźbie, a
zwłaszcza w teatrze i kinie, jak często stają się one przyczyną zła i zepsucia.
A przecież wiemy, że prawdziwy
artysta, jeśli chce pociągnąć za sobą widzów, nie musi być nieskromny i
zepsuty.
Wystarczy, że jest wspaniałym
artystą.
Czy długo jeszcze Boże pomocnice,
te dzieła Pięknego Boga, będą Mu psuły ludzi?
Pomocy do dobrego oczekuje od
was, kobiety, cały naród. Miał on tyle bohaterek, ofiarnych serc, dzielnych
matek!
Dziś domaga się, by wszystkie
kobiety polskie przodowały ku dobru. I to wszędzie!
By niosły pomoc rodzinie w
obronie życia!
By niosły pomoc w szkole, do
poznania prawdy Bożej!
By niosły pomoc w życiu
publicznym, do umocnienia pokoju i zgody społecznej!
By niosły pomoc w walce o
trzeźwość narodu, w walce z zepsuciem, ze zgorszeniem, z wadami narodowymi!
Pomocy do dobrego oczekuje od
kobiet i Kościół Święty!
Ten Kościół, który czci pierwszą Wspomożycielkę
wiernych i wynosi Ją na ołtarze.
Ten Kościół, który stanął w
obronie godności kobiet i tyle ich uświęcił.
Ten Kościół, który wszczepia w
dzieci wasze cześć dla rodziców, a dziś oczekuje od nich, że wywalczą miejsce
Bogu w sercach dzieci.
Bądźcie pomocnicami Kościoła, jak
Maryja pomagała Chrystusowi, jak Weronika ocierała Mu twarz uznojoną!
Gdy Kościół klęka przed
„Niewiastą obleczoną w słońce” pragnie, by tak wielka chwila była udziałem
wszystkich kobiet.
Stanie się to za cenę udziału
kobiet w walce o własną godność i cześć.
(Komańcza, 1956)
Wielka część Ślubowań poświęcona jest obronie życia Polaków, wierności
małżeńskiej, świętości rodziny i wychowania katolickiego dzieci i młodzieży...
Któż z nas, duszpasterzy, wątpi, jak doniosłe są to sprawy dla duchowego
podżwignięcia Narodu. W Ślubach Kazimierzowskich nie zajmowano się nimi. Ale
dziś wszystko w Polsce woła, by zmobilizować duchowe siły Narodu do obrony
życia nienarodzonych, do wierności ślubom małżeńskim, do podniesienia
moralności współżycia małżeńskiego, do cnoty męstwa i wstrzemięźliwości, do
czujności nad wychowaniem moralnym młodzieży i dziatwy, aby z rodzin katolickich nie
wyrastali ateiści i poganie.
Z okazji dyskusji prasowych nad dopuszczalnością przerywania ciąży
odsłonione zostały tak głębokie rany moralne naszego świata kobiecego, że sami
doznaliśmy niemal wstrząsu pod obuchem tego bolesnego odkrycia.
Właściwie to kobiety doprowadziły do zwycięstwa zasady śmierci nad zasadą
obrony życia; te kobiety, które my uważamy za podporę Kościoła w Polsce. I te
kobiety dziś zalegają poczekalnie klinik, kłócąc się o miejsce w szpitalach, w
których chcą zaprzeczyć powołaniu swemu – „matek żyjących”.
Ten smutny stan musi być pobudką do bardzo rzetelnej i poważnej pracy
duszpasterskiej wśród kobiet, którym trzeba postawić za wzór Matkę Najczystszą
i Świętą Bożą Rodzicielkę.
Ale współczesne niedole kobiet są bardzo często wywołane głębokimi
schorzeniami moralnymi naszych mężczyzn katolickich, tych samych, którzy są
gotowi stanąć w obronie wiary w Boga, podczas gdy nie chcą bronić życia dzieci
Bożych.
(Komańcza, 13.09.1956)
Ojcze! Ty ukształtowałeś matczyną dłoń, która służy maleństwu. Ja
przyszedłem już do gotowego. Ta dłoń pierwsza mnie wyczuła, pierwsza mnie
dotknęła, pierwsza rozpoznała i pospieszyła mi z pomocą, którą Ty chciałeś mi
okazać na ziemi.
Jest ona doskonałym i czułym narzędziem Twej ojcowskiej dłoni. Wszystko,
czego doznałem od tej macierzyńskiej dłoni, jest Twoją ojcowską służbą
człowiekowi.
Jak cudowna to dłoń!
Przedziwnie delikatna i przemądrze przystosowana do każdej posługi;
wyczulona i gotowa osłonić za każdą cenę. A tak czysta, że niczym nie zbrudzi,
wszystko omyje.
Czy mogłeś, Ojcze, dać mi lepszą pomoc, jak w tej wydłużonej dłoni Twej
ojcowskiej Opatrzności, która palcami mej Matki dosięga aż do moich stóp?
Przez nie otarłeś pierwszą moją łzę, przez nie omyłeś mnie z krwi
narodzenia, przez nie podsunąłeś mi pierwszy pokarm, przez nie oddałeś mi
pierwszy uścisk, przez nie dźwignąłeś do pierwszego pocałunku.
(Komańcza, 1955)
Z woli Bożej jestem znowu wśród gromady kobiet. Zapamiętam sobie: ilekroć wchodzi
do twego pokoju kobieta, zawsze wstań, chociaż byłbyś najbardziej zajęty.
Wstań, bez względu na to, czy weszła matka przełożona, czy siostra
Kleofasa, która pali w piecu.
Pamiętaj, że przypomina ci ona zawsze Służebnicę Pańską, na imię której
Kościół wstaje.
Pamiętaj, że w ten sposób płacisz dług czci twojej Niepokalanej Matce, z
którą ściślej jest związana ta niewiasta
niż ty.
W ten sposób płacisz dług wobec twej rodzonej Matki, która ci usłużyła
własną krwią i ciałem...
Wstań i nie ociągaj się, pokonaj twą męską wyniosłość i władztwo...
Wstań nawet wtedy, gdyby weszła najbiedniejsza z Magdalen... Dopiero wtedy
będziesz naśladować Twego Mistrza, który wstał z Tronu po prawicy Ojca, aby
zstąpić do Służebnicy Pańskiej... Wtedy dopiero będziesz naśladował Ojca
Stworzyciela, który Ewie na pomoc przysłał Maryję...
Wstań, bez zwłoki, dobrze ci to zrobi.
(Komańcza, 1955)
Wszyscy otaczamy czcią niewiasty, oczekujące przyjścia nowego człowieka na
świat. Czynimy im wiele uprzejmości. Odstępujemy miejsca w pociągach czy w
kolejce pod sklepem. Nawet w fabrykach, przy pracy, kobiety-matki doznają
szczególnych względów.
To jest ochrona społeczna dla budzącego się życia.
A cóż dopiero sama matka?
Tak jej zaufał sam Bóg, rodzina, społeczeństwo, Naród! Czyżby tylko ona
jedna nie podzielała tej powszechnej czci dla tajemnicy kształtującego się
życia? Gdy wszyscy się litują i współczują, czyżby ona jedna była bez litości i
współczucia?
Morderstwo bezbronnych jest zawsze piętnowane najsurowiej przez obyczaj
społeczny. I dlatego zbrodnia morderstwa nienarodzonych musi budzić najżywszą
odrazę we wszystkich ludziach normalnych.
Kobieta nazwana jest matką życia od pierwszej matki – Ewy. Byłoby straszliwym
nieporozumieniem, gdyby sama matka, której najwyższym zaszczytem jest
macierzyństwo, dopuszczała się zamachu na to życie, które jest całym tytułem
jej chwały w społeczeństwie.
Byłaby to degradacja dokonywana własnymi rękoma!
Cóż pozostałoby matce z jej wyjątkowej godności, gdyby godziła we własne
dzieci?
Gdy młoda matka mówi: „Posiadłam człowieka przez Boga”, jeszcze nie wie,
kim ten człowiek będzie. Może trzyma na swych ramionach wielkiego męża stanu,
męża nauki, może wielkiego artystę, poetę, dobroczyńcę ludzkości, świętego.
Tylko Bóg to wie!
Czyżby matka miała nie dopuścić do tego, aby to małe niemowlę spróbowało
życia?
Czyżby miała mu przeszkodzić, gasząc przedwcześnie jego życie, by nie
zostało wielkim, zasłużonym, świętym?
Czy ma prawo nie dopuścić, aby zdobyło wielkie imię, sławę, zasługi,
świętość?
Jakim prawem wola matki miałaby
stać w poprzek zamiarów Boga, który chce życia, chce dobra, chce doskonałości,
wielkości, świętości, szczęścia wiecznego dla tego człowieka, który się ma
narodzić?!
(Komańcza, 21.09.1956)
Od was, Dziewczęta, szczególnie wiele oczekujemy.
Myślę, że dacie wzór nowego dziewczęcia polskiego, któremu Matka Boża z
oczu promieniuje.
Obyście się uchroniły od zepsucia, które dzisiaj zagraża, zwłaszcza
dziewczętom polskim w miastach.
Powiedzcie sobie mocno:
jeżeli Polska ma być lepsza, musi
być czysta!
Nowe pokolenie polskie musi się rodzić z czystych rodziców: z ojca
wstrzemięźliwego i czystej matki. To jest światłość, która może oświecić życie
polskie. Tą światłością będzie młodzież polska, wychowana w wierności
Chrystusowi, Jego Ewangelii, Krzyżowi i Kościołowi.
(Trzemieszno, 2.02.1957)
Pamiętajcie Dziewczęta: ilekroć naśladujecie ślepo nieskromną modę, już nie
jesteście wierne Ewangelii!
(Jasna Góra, 26.08.1957)
Współczesnej matce tłumaczy się kłamliwie, że kształtujące się w niej
życie, to jest’najeźdżca’ jakiś i ‘napastnik niesprawiedliwy’. Wmawia się w
nią, że ma ona prawo bronić się przed tym napastnikiem. A wreszcie – o zgrozo –
daje się jej ‘prawo’, którego nie ma nikt, nawet najbardziej niesprawiedliwy
prokurator – godzenia w życie!
Według kodeksów prawa karnego, dopiero w długiej i uciążliwej procedurze
można orzec: „Winien jest śmierci!” A tu bez wyroku, jedna wola człowieka, może
chwilowo udręczonego, biednego czy chorego, skazuje na śmierć!
Pytamy się: jakim prawem?
Dlaczego powszechne i podstawowe prawo życia „nie zabijaj!” ma być tutaj
zawieszone?
Doszliśmy do dziwnie rozgrzeszającej atmosfery. Jeszcze przed kilku laty
lekarze, matki i całe społeczeństwo, wszyscy wzdrygali się...
Dzisiaj, niestety, coraz mniej się wzdrygują. Jeszcze przed laty sale
położnicze były miejscami, gdzie rodziło się nowe życie Polski; dziś tego
powiedzieć nie można; to już są raczej kostnice!
Nigdy nie byliśmy narodem grabarzy, bo nikogo nie pochowaliśmy, szanując
wolność wszystkich.
Byłoby rzeczą tragiczną, gdyby
Naród szanujący wolność, umiejący walczyć ‘za naszą i waszą wolność’ sam dla
siebie stał się grabarzem!
Mamy jeszcze tyle zdrowego rozsądku, by to zrozumieć i otrząsnąć się.
Lekarz nadal musi pozostać lekarzem – obrońcą
życia, a nie mordercą i grabarzem!
Pielęgniarka nadal ma stać godnie w swej zaszczytnej służbie życiu za wzorem Maryi, Świętej Bożej Karmicielki, Pierwszej
Pielęgniarki Boga-Człowieka.
Matka ma pamiętać, że jeszcze w Raju nazwano ją matką życia, nie śmierci.
Ojciec musi wiedzieć, że zasadniczym nakazem jego pracy i powołania jest służba rodzinie!
Społeczeństwo musi pamiętać, że największym jego skarbem jest rodzina. Jeśli cała polityka społeczna i ekonomiczna Narodu ma być
zdrowa, musi być polityką rodzinną, która przyznaje rodzinie coraz większe
prawa i stwarza jej coraz lepsze warunki bytowania.
Architekci, inżynierowie muszą budować nie klatki dla kury, ale gniazda rodzinne.
(Warszawa, 27.12.1959)
Podziwiamy ten samobójczy entuzjazm i zachwalaną łatwiznę. Czyż miałaby się
ona stać sztandarem dalszych dziejów Polski?
Nie starczylo by nas długo na tej ziemi, gdybyśmy w imię hasła łatwizny
chcieli dalej prowadzić losy i dzieje Ojczyzny. Stalibyśmy się wkrótce krainą
Herodów i ludem samobójczym. Sprawdziłoby się na nas to, co mówi Pismo św.:
„Imiona głupich wymazane będą z
ziemi żyjących”.
Nie stanie się to z nami! Ułatwione życie nie będzie tytułem zasługi, jak
nam to często sugeruje prasa. Dzisiaj większym szacunkiem otacza się kobietę,
która wyzbyła się życia, niż tę, która ma odwagę wydać życie.
Dzieje się to w tym samym czasie, gdy nasi sąsiedzi rzucają hasło: za kilka
lat musi nas przybyć sto milionów!
Inny potężny i wielki kraj rodzi rocznie piętnaście i pół miliona. Taki
jest przyrost naturalny Chin.
Francja zdobyła się na to, żeby doczekać się obywatela, któremu na imię „45
milionów”.
Na Wschodzie, do piersi matek rodzących przypina się order: „Matki
Bohaterki”.
Wszystko to się dzieje wokół nas, gdy u nas krzewi się technika śmierci!
Niedawno powiedziałem w jednym z kościołów warszawskich, że polską racją
stanu nie jest trzydzieści milionów, ale pięćdziesiąt, sześćdziesiąt ...
dziewięćdziesiąt...
Tylko za tę cenę zdołamy się utrzymać na tej ziemi.
Powiedziałem, że lekarz nie jest grabarzem! Były to słowa wypowiedziane w
zaciszu, ale poszły na dachy. Bardzo się z tego cieszę. Bo jakże się nie
radować, że to, co powiedziałem do tysiąca ludzi, że naszą racją jest życie, i
że lekarz, ‘stróż życia, nie jest grabarzem’, dotarło do miliona. Jestem bardzo
zadowolony z tej współpracy.
(Warszawa, 15.01.1960)
Unikajcie przesądu, że wasze osobiste życie duchowe i moralne nie wpływa na
wasze maleństwo. Od początku twojego, Matko, związku z twoim dziecięciem
wpływasz na nie i to nie tylko przez krew twoją, ale i przez twoją duszę.
Jaką ty masz duszę, Matko, taką w dużej mierze wartość duchową przedstawiać będzie twoje dziecię. Zwłaszcza,
gdy urodziwszy je w duchowej łączności z Bogiem, będziesz je wychowywać w
łączności z Bogiem.
To wielkie wasze zadanie, Rodzice
katoliccy – wychować duszę!
Obowiązki są równe, choć różne i męża, i żony. I wysiłek musi być wspólny,
aby się wzajemnie uświęcać.
Nie można dopuścić, by żona była aniołem, a mąż szatanem; by żonę
obowiązywało Dziesięcioro Przykazań, a męża nie; by żona musiała być trzeźwa, a
mąż mógł być nietrzeźwy; by żona musiała być wierna, a mąż – jak się zdarzy.
To są wszystko przesądy!
Obowiązki są równe w obliczu Boga, bo Bóg jest Ojcem i męża i żony. On
ustanowił przykazania dla jednej i dla drugiej strony.
(Jasna Góra, 15.08.1959)
Rodzice katoliccy! Życie, które z
samego Boga przekazujecie waszym dzieciom, trwać będzie w nieskończoność i już
nigdy nie umrze, jak sam Bóg trwa w nieskończoność i nie umiera.
Ta jest godność człowieka, że
chociaż ma on początek, którego Bóg nie ma, to jednakże raz poczęty końca już
mieć nie będzie, jak i Bóg końca nie ma.
W momencie poczęcia człowieka
powstaje istota nieśmiertelna, której nic już zniszczyć nie zdoła. Nawet
najbardziej przemyślane środki przeciwko poczętemu, a nienarodzonemu jeszcze
życiu nie zdołają zniszczyć bytu poczętej osoby.
Ma już ona swój byt i jest
niezniszczalną.
Nic nie pomogą lekarze, szpitale
ani wola ludzka. Nawet sam Bóg z racji swej nieskończonej mądrości i dobroci
nie unicestwi człowieka raz poczętego.
Stąd prosty wniosek,
że tu ma się sprawa z Bogiem:
to On jest Ojcem i Sprawcą życia!
Matka w błogosławionym stanie – jak
pięknie dawniej mówiono – może dlatego jest tak nazywana, że nosi w sobie dwie
dusze: nie tylko własną, ale i duszę swego dziecięcia.
Jest przedstawicielką i nosicielką dwóch dusz. Odpowiada za dwie dusze:
własną i swego dziecięcia...
Stąd jej wysoka godność i szacunek, który się matce okazuje. Stąd wszędzie,
gdzie jest chrześcijański obyczaj, szanują matki i dają im pierwszeństwo. Stąd
również płynie ta przedziwna ku matce miłość, która zostaje na zawsze w
dziecięciu, jakby je wyrwano spod serca matki. I choć się człowiek zestarzeje,
jeszcze z uwielbieniem, czcią i wdzięcznością wspomina matkę swoją.
To jest także wskazanie, jak mąż ma się odnosić do swej małżonki, jak ma ją
miłować i szanować.
Za wiele mówimy o obowiązkach żon
wobec mężów, a za mało o obowiązkach mężów wobec żon. Trzeba więcej mówić o
szacunku, który się im należy, o obronie, którą mężowie mają im dawać, o
poświęceniu, które mają nieustannie okazywać, zapominając o sobie.
Ty, droga Matko, zaczynasz już wtedy, gdy wydajesz dziecię na świat i
pokazujeszz je ojcu dziecięcia; Ty pierwsza, zanim przyjdzie kapłan w dniu Chrztu,
oznaczysz je znakiem Krzyża świętego.
Ty jesteś pierwszą kapłanką, która będzie ciągle swe dziecię błogosławić;
Ty będziesz musiała mu złożyć rączki do modlitwy i powiedzieć, że jest ‘Bozia’
nad światem;
Ty będziesz umiała zgiąć te nieudolne kolanka, by przyzwyczajały się
zawczasu przyklękać, Ciebie naśladując;
Ty znajdziesz odpowiedni język, którym będziesz mogła porozumieć się z
dzieckiem i powiedzieć mu o Bozi.
(Warka, 7.05.1961)
Bóg właśnie przez to, że stworzył cię kobietą, włożył w to swoje Serce i
wyznaczył doniosłe zadania, niejako uzupełniające dla swoich działań...
Zechciej się na moment wyłączyć z otoczenia i uczciwie przyjrzeć się sobie
i wszystkiemu, co posiadasz.
Czy jest to cechą istotną, pierwotną twej osobowości, twego człowieczeństwa
i kobiecości, czy też cechą pochodną, nabytą, rozwiniętą, jak z ziarenka
kształtuje się roślina?...
Pamiętajcie, że najbardziej istotną sprawą jest dostrzegać zasadnicze cechy
swojej osobowości, swojej kobiecości i aprobować je z radością oraz wyciągać z
tego konsekwencje...
Zgódź się, że nie przerobisz swojej struktury.
Wiemy, że przeróbki bardzo często na złe wychodzą pierwotnej budowli i
powstają potem różne zniekształcenia i dziwolągi.
Dzisiaj dużo mówi się o maskulinizacji współczesnych kobiet. Starają się
one niekiedy zatrzeć cechy właściwe swojej istności, jak gdyby się ich
wstydziły czy krępowały.
W tym jest już jakaś nieprawda, sztuczność i nienaturalność. Bądźcie tym, czym zapragnął was Stwórca w
swojej przemądrej miłości...
Ponieważ „kobieta pochodzi od Boga”, zgodnie z Jego przemądrym planem,
dlatego też sam Bóg wskazał jej również „zadania ziemskie”. Stąd konieczność
aprobaty tych zadań, aby nie wynaturzać siebie.
Współcześnie niekiedy stosuje się najrozmaitsze uniki, które mają uchronić
kobietę przed wypełnieniem jej posłannictwa. Lecz wiemy, czym się to kończy:
wynaturzeniem, schorzeniem i zespołem najrozmaitszych psychoz,
niebezpiecznych nie tylko indywidualnie, lecz nawet społecznie.
(Warszawa, 1964)
Współczesne osiągnięcia w dziedzinie wiedzy biologicznej, psychologicznej,
w dziedzinie filozofii, rozwoju społecznego, wskazują, że nie ma właściwie
istotnej nierówności między mężczyzną a kobietą. Owszem, muszą się oni
wzajemnie dopełniać, ponieważ są między nimi różnice ze względu na odmienne,
choć wspólne zadania...
Odmienność mężczyzny i kobiety jest zaplanowana, przewidziana i konieczna.
Dzięki istnieniu tych różnic, prowadzone jest wspólne dzieło dla dobra całego
rodzaju ludzkiego.
Natomiast nikt nie może udowodnić niższości kobiety, nawet w dziedzinie
intelektualnej. Potwierdza się dzisiaj, że jeżeli mężczyzna wydaje się lepiej
wyposażony w zakresie inteligencji racjonalnej, do której dochodzi się trudną,
mozolną drogą, to kobieta przewyższa mężczyznę w zakresie poznania
intuicyjnego, które ma również olbrzymie znaczenie, ogromną wartość w życiu.
Nie istnieje więc tutaj zagadnienie pierwszeństwa czy wyższości...
Wprawdzie uznaje się pewną wyższość zwierzchniczą mężczyzny w społeczności
rodzinnej, małżeńskiej. Ale jednocześnie trzeba przyznać, że matką każdego
mężczyzny jest kobieta i z tego tytułu wywiera nań przemożny wpływ.
Stwierdzamy to stale w życiu rodzinnym, że dzieci ściślej wiążą się z matką
aniżeli z ojcem. Jest to zjawisko tak powszechne, że jeżeli niekiedy jest
inaczej, to raczej uważać to można za wyjątek.
Wpływ matki, kobiety, na młode pokolenie jest niezwykle silny. Jej przewaga
w procesie wychowawczym utrzymuje się bardzo długo. Ona niejednokrotnie
decyduje o najważniejszych sprawach w rodzinie.
Niektórzy pedagogowie uważają nawet, że rodzina feminizuje rodzaj ludzki.
Widocznie w planie Bożym jest to niezbędne, konieczne, skoro tak jest...
Właściwy rozwój musi iść po linii natury i osobowości tych dwojga, musi być
zgodny z planem Bożym. To znaczy, trzeba dążyć do tego, aby mężczyzna był
bardziej sobą – mężczyzną, a kobieta aby była bardziej kobietą; aby nie
wynaturzała się przez nabywanie jakichś elementów obcych swej naturze przez
naśladownictwo.
Nieraz mówi się złośliwie o takich kobietach – nieudany
mężczyzna.Zacieranie tych różnic, pozerstwo, maskulinizacja jest zawsze
wynaturzeniem. Normalny rozwój winien iść w kierunku rozwoju osobowości
kobiety, aby zajęła ona właściwe miejsce w społeczeństwie, i aby mogła swoich
wartości osobowych udzielać drugiej stronie – mężczyźnie, a także całemu życiu
społecznemu i publicznemu...
Mężczyzna, pisząc o kobietach, zwraca uwagę na pewne uroki zewnętrzne,
którym może się poddać w sposób bardziej lub mniej trwały. Niekiedy zbyt
jednostronnie, zbyt somatycznie ustawiając ideał kobiety, nie dostrzeże
psychologii głębi duszy kobiecej i ukrytego w niej piękna.
Dlatego tak ważną rzeczą jest, aby w literaturze pięknej same kobiety
stworzyły własne typy bohaterek, odzwierciedlające piękno ich dusz i ukazujące
właściwe im wartości...
Natomiast malarstwo i rzeźba zapełnione jest tematyką kobiecą, jednakże
ujętą zbyt jednostronnie, odsłaniającą tylko piękno kobiecego ciała. Trudniej
odtworzyć artyście – zazwyczaj mężczyźnie – piękno duszy kobiecej.
W jednym wypadku udaje się to w pełni – jeśli chodzi o tematykę religijną,
niezmiernie bogatą. Ponad 80 procent dzieł sztuki o tematyce kobiecej dotyczy
osoby Matki Najświętszej.
Rozwijanie twórczości kobiecej w każdej dziedzinie, w literaturze i
twórczości artystycznej, jest pierwszą potrzebą naszych czasów. Jej
zrealizowanie umożliwi wyrównanie poziomu elementu męskiego i kobiecego w
kulturze...
I waszym zadaniem nie jest naśladowanie mężczyzn, tworzenie z siebie
‘nieudanego mężczyzny”, lecz pogłębianie wiedzy o kobiecie, zrozumienie jej,
wczuwanie się w plan Boży i realizowanie go.
Panu Bogu też byłoby łatwiej wszystko oddać „panom” czy „paniom”, i niech
sobie radzą. Byłoby mniej kłótni, awantur, kłopotów, mniej grzechów itd. A
tymczasem Pan Bóg zaangażował się w tę odmienność i tym różnym, odmiennym, choć
w istocie równym osobom wyznaczył wspólne zadania.
Ktoś powie: Tak jest o wiele trudniej, ktoś inny doda – ale ciekawiej.
Życie bez kobiet byłoby nudne – mówią jedni. A inni twierdzą: ale byłoby
łatwiejsze. Inni znowu myślą: kto wie, a może byłoby właśnie trudniejsze.
- Pana Boga nie trzeba poprawiać.
Trzeba tylko Boży plan dobrze zrozumieć i uznać go w sobie. Uznać to, że
się jest mężczyzną czy kobietą – bez żadnej osobistej zasługi. Myśmy na to
żadnego wpływu nie mieli.
(Warszawa, 1967)
„Uczyńmy pomoc podobną jemu...” W ten sposób w planie Bożym powstała
przedziwna istota – kobieta. Przedziwna przez to właśnie, że jest zawsze gotowa
przyjąć wszelki trud, zdobyć się na każde poświęcenie i z niezwykłą
cierpliwością i wytrwałością doprowadzić wszystko do końca...
Każdy syn, gdy znajdzie się w trudnej czy beznadziejnej sytuacji życiowej,
szuka rady raczej u matki aniżeli u ojca, bo wie, że jej ruchliwy, macierzyński
umysł i kochające serce, jej zdolność do inicjatywy nie pozwoli zrezygnować i
zwątpić.
Matka nigdy nie ustaje, nie ustępuje, chociażby przegrana była bardzo
blisko.
(Bydgoszcz, 1970)
Niedawno mówiono mi o matce, która zbierała na śmietniskach kawałki chleba,
później myła je i przyrządzała odpowiednio, ażeby pożywić siebie; dla dzieci
chleb kupowała, zbieranego bowiem nie chciała im dawać.
Ile tu delikatnej tkliwości, ile poświęcenia i ofiary ze strony takiej
matki!
Wy, drogie Matki, wiecie, jak nieraz z niczego można zrobić komuś radość,
jak drobna rzecz jest dowodem pamięci, współczucia, okazanego serca!
Dobrze rozumiecie, co i jak trzeba czynić, aby nawet drzwi i klamki, które
Was dzielą od innych, ‘serca dostały’.
Niech wasze kroki prowadzą do kobiet, które cierpią, patrząc na niedostatek
swych dzieci!
Niech się wzruszą wierne serca wasze! Niech Wam do tego pomoże Najlepsza z
Matek, Wzór wasz i największy kobiecy zaszczyt: Matka Boga i ludzi – Maryja.
Gdy tylko dowiedziała się w Nazaret, że krewna Jej św. Elżbieta miała
zostać matką, natychmiast pospieszyła do niej i pozostała przez trzy miesiące.
Różaniec nam to ciągle przypomina.
Kościół więc woła do Was: wspierajcie się wzajemnie.
Gdy patrzycie na liczne rodziny obok Was żyjące, wspierajcie się, Wy,
rodziny bezdzietne, którym nie dana jest łaska przekazywania życia, albo też
rodziny małodzietne.
Patrząc na zmagania matek, które w wielkim trudzie wychowują swą liczną
gromadkę, nie bądźcie obojętni.
Ile można dobrego uczynić, jak się tylko chce!
(Gniezno, 1.10.1961)
Matka Boga Człowieka wytrwała pod krzyżem, nie opuściła swojego Syna. Ona
jest wzorem dla was.
I wy musicie być wierne, jak Ona. Matce nigdy nie wolno opuścić dziecka.
Żonie nigdy nie wolno opuścić męża.
Zgodnie z odwiecznym planem Bożym – „uczyńmy pomoc” musicie znajdować
wyjście nawet wtedy, gdy już, zda się, nie ma rozwiązań.
Musicie widzieć promyk nadziei, gdy już wszystkich opuści nadzieja. Wam nie
wolno uciekać z placu boju!
To nie leży w waszym charakterze, jest niezgodne z waszym powołaniem. Wy
musicie trwać do końca!
Wiecie same, ile poświęcenia wymaga się dzisiaj od kobiety. Świat
współczesny bardzo wiele od was żąda. Obarczone zadaniami rodzinnymi musicie
często pracować zarobkowo. Zawsze współczuję, gdy widzę, jak kobiety śpieszące
do biur i fabryk popychają przed sobą nerwowo wózek albo niosą dziecko, wyrwane
z najlepszego snu, do żłobka lub przedszkola. Jest w tym zrzucenie na barki
kobiety obowiązków podwójnych: pracy wychowawczej i zarobkowej.
A jednak sobie radzicie, pomagacie wszystkim.
Kto więc wam pomoże?
Pomoże wam Matka Chrystusowa, która dała z siebie najwięcej i dochowała
wierności do końca. Naśladujcie Ją!
Niech Ta, która jest prawzorem Kościoła, będzie również waszym wzorem, siłą
i mocą.
Niech nigdy ostre słowo nie wychodzi z ust waszych. Nie płaćcie złem za
złe. Nie odwzajemniajcie się rozgniewaną twarzą na czyjś zły humor.
Więcej zrobicie pogodą i życzliwym uśmiechem, wyrozumiałością,
cierpliwością i spokojem aniżeli najwymowniej przedstawioną racją, popartą
wieloma argumentami.
Pamiętajcie zawsze o zadaniu, jakie wyznaczył wam Stwórca. Macie być pomocą
w każdej chwili i w każdej sytuacji – na wzór tej pomocy, jaką dał swojemu
Synowi Ojciec niebieski w Służebnicy Pańskiej, Maryi.
Pomagajcie wszędzie i zawsze!
W domu rodzinnym, w pracy zawodowej, w kościele, na ulicy, w sklepie –
gdzie tylko się da, bo wszędzie człowiek czeka na waszą kobiecą, macierzyńską
dobroć i pomoc.
Pomagajcie wszystkim!
Mężowi, dzieciom, starym rodzicom, dalszej rodzinie, sąsiadom, kolegom i
koleżankom waszych dzieci, znajomym i ludziom nieznanym, ale o których wiecie,
że są biedni, samotni, stęsknieni za czyjąś życzliwością.
Pomagajcie w każdy sposób dla was dostępny!
Pomagajcie sercem, miłością, usłużnością, dobrym czynem, słowem, uśmiechem,
radą, pociechą, życzliwym spojrzeniem. Pomagajcie pracą rąk waszych; pomagajcie
kromką chleba, kawałkiem odzienia, użyczeniem dachu nad głową, podaniem
lekarstwa ...
Nieraz żyje obok was w tej samej kamienicy człowiek biedny, samotny, na
skraju ostatecznej nędzy. Nikt o nim nie myśli, nikt mu nie pomaga, otoczony
jest ludźmi dobrze się mającymi i... praktykującymi katolikami.
Nie czekajcie na innych – wy mu pomóżcie!
Pomagajcie apostolstwem, głoszeniem i przybliżaniem Chrystusa ludziom,
głodnym Boga!
Pomagajcie wreszcie w sposób, dla każdej z was najbardziej dostępny, a
zawsze skuteczny: modlitwą i ofiarą!
Módlcie się i składajcie ofiary Bogu przez ręce Matki Najświętszej za
waszych bliskich i dalszych, za wszystkich potrzebujących, do których nie
dotrze pomoc rąk waszych, a na pewno dotrze pomoc modlitwy.
Módlcie się za Kościół w Ojczyźnie naszej, za naród i za młodzież polską,
aby dochowała wierności Bogu i wytrwała w wierze Chrystusowej.
Pomagajcie Kościołowi i całej rodzinie ludzkiej, zwłaszcza w zachowaniu
zagrożonego pokoju na świecie, który rodzi się z pokoju serc waszych i z pokoju
waszego ogniska rodzinnego.
(Bydgoszcz, 1970)
Dziecku najbardziej potrzebna jest matka.
Najlepsza przedszkolanka, najlepsza pielęgniarka niczego nie dokona, bo
dobrze kochać można właściwie tylko to, co się rodzi z krwi własnej, co się
okupuje własną męką i własnym cierpieniem. A trudno kochać mocno i dobrze
trzydziestu przedszkolaków, chociażby najrozkoszniejszych. Żadne serce kobiety
tego nie wytrzyma. I dlatego też najwspanialszą pomoc otrzymujemy właśnie od
naszych matek.
Jakże ważną rzeczą wobec tego
jest, zwłaszcza gdy człowiek czuje powołanie do życia rodzinnego, aby tak
wypielęgnować własną duszę, by móc nieść pomoc...
My wolimy rodzić się z matek czystych, bo matka czysta przeniesie na swoje
dziecię niesłychanie wiele wartościowych walorów duszy, ciała i krwi.
I to jest tajemnica Boża w życiu każdego człowieka...
Tak delikatność, której tak bardzo potrzeba światu brutalnemu, potrzebna
jest nawet i temu, którego Opatrzność wyznaczy ci za towarzysza twojego życia.
Kościół to dobrze rozumie i dlatego mężczyzn uczy delikatności i szacunku dla
kobiet, na przykładzie jednejwielkiej i wspaniałej pomocy, jaką ma w Kobiecie z
Dzieciątkiem na ołtarzach.
I to nie jest tylko romantyzm polski, szarmanckość wobec kobiety. To jest
prawda, odkryta w głębi duszy i umieszczona przez Boga samego na ołtarzach...
Zważcie, jak się zbrutalizowało życie. Pomyślcie tylko, choć odrobinę, jak
ono wygląda pod wpływem tej czysto doktrynerskiej i nierozumnej manii zrównania
kobiety i mężczyzny we wszystkim.
Czy obraz tych poczciwych kobiet, jak jakichś potworów w buciorach,
włóczących się po ulicy, popychanych przez ludzi pracy codziennej i trudu, czyż
to jest tak wielki postęp?
Czy już naprawdę dla kobiety nie ma w narodzie innej pracy? Czyż nie warto
pomyśleć nad tym, do czego by się ona lepiej nadała? Widziałem niedawno, jak
kobieta z mężczyzną jednakowo ubrani, na ulicy dźwigali do spółki ogromne kosze
od śmieci. On sobie radził jako tako, ale ona?
(Warszawa, 1958)
Obecnie nawet w Europie, w krajach posiadających cywilizację i kulturę
współczesną, dostrzega się mobilizację sił przeciwko chrześcijańskiemu ideałowi
kobiety. Pod woływem zwyczajów, które zaczynają się i u nas, niestety,
przyjmować, pogarsza się sposób traktowania kobiet i dziewcząt.
Zawsze mnie to razi, gdy widzę na ulicach Warszawy czy innych miast, gdy
młody chłopiec prowadzi dziewczynę, jak gdyby to było nierozumne stworzenie, a
on całkowitym jej panem i władcą. Po prostu – za głowę, za szyję i ... sprawa
skończona. Ona nie ma nic do powiedzenia, jakby to było w dżungli afrykańskiej.
Musimy bronić się przed ulicznymi
zwyczajami, które nawet w Polsce tu i ówdzie się przyjmują...
W czasach dzisiejszych, w czasach społecznego, politycznego i kulturalnego
zrównania płci, gdy nie ma właściwie mężczyzny i niewiasty – jak nauczał święty
Paweł – bo wszyscy jedno jesteśmy w Chrystusie, w dużym stopniu, od was, droga
młodzieży źeńska, zależy, jak będziecie traktowane przez świat męski, przez chłopców
i mężczyzn.
Musicie im nieustannie przypominać o swojej wysokiej godności, że nie
jesteście zwierzątkami oddanymi na kaprysy „złotych młodzieńców”, ludzi bez
sumienia, bez pionu moralnego i kultury duchowej.
Obok dziwnych zwyczajów ulicznych dostrzega się również zanik smaku i
poczucia stosowności. Rozpanoszyła się ‘histeria mody’, nie licząca się z
nakazami skromności, z poczuciem estetyki ani też z wymaganiami higieny i
zdrowia.
Zwyczaje plażowe przechodzą na ulicę, zaczyna panować ordynarna moda, która
z naszych dziewcząt robi prawdziwe ‘monstra’, zacierając w nich właściwy Polkom
wdzięk i smak.
A przecież od was tylko zależy, drogie dziewczęta, abyście szanując
wrodzony wam wdzięk – który jest darem Stwórcy – łączyły z nim poczucie
estetyki. Znalazło ono swój wyraz w pięknie ludowej sztuki, w tylu wspaniałych
polskich strojach, można je przecież wyrazić w najbardziej nowoczesnej modzie
polskiej.
Ważną jest rzeczą, aby oprzeć się temu sprzysiężeniu przeciwko estetyce, bo
współczesna moda nie liczy się zupełnie z poczuciem stosowności. A gdy zanika
zmysł krytyczny, dochodzimy do oglądania rzeczy, które nie tylko nie pociągają
do świata dziewczęcego i kobiecego, ale dają rezultat odwrotny. Dziewczęta
stają się przedmiotem żartów, śmiechów i drwin.
(Jasna Góra, 1969)
Nieraz wielcy ludzie mówią: Szczęściem dla mnie jest moja żona. Jako
twórca, artysta, poeta, malarz, jestem ciągle podniecony. Ale moja żona jest
mądra i pełna spokoju. Wielcy ludzie powinni mieć dlatego mądre żony.
Jest Bożą tajemnicą, że człowiek, który stoi przy kimś sprawującym wielkie
zadanie i posłannictwo, musi być niesłychanie spokojny. Jest to ogromne
szczęście dla nich dwojga.
Ale to wymaga wiary! I dlatego największym szczęściem jest, gdy człowiek
podtrzymujący drugiego w jego misji, ma głęboką wiarę.
(Warszawa, 1961)
Słuszną jest więc rzeczą, że
Wielką Sobotę nazywamy Dniem Kobiet!
Przecież one tego dnia zwyciężyły swoją wierną miłością, odwagą i wiarą,
nie zaś Apostołowie, którzy – gdy ich Mistrz utrudzony spał w grobie – pozamykali
się w różnych kryjówkach na skoble, w strachu przed Żydami. Jeszcze w niedzielę
bali się drzwi otworzyć!
Jeden uczeń zdobył się na odwagę, poszedł do Piłata, wziął ciało i pochował
je w swoim grobie. Ale i jemu wydawało się, że wszystko skończone.
Tylko niewiasty, wraz z Maryją, Matką Jezusową, wierzyły. Dlatego Wielka
Sobota jest dniem ich niezachwianej wiary i wypróbowanej miłości.
(Warszawa, 1965)
Nie da się z postacią Maryi złączyć niczego nietaktownego, niestosownego,
nic trywialnego czy groteskowego, bo nawet gdy Ją artyści usadzają przy żłobku
betlejemskim, czynią to z taktem i stosownością.
Ona jest ‘rewizją’ naszych postaw osobistych i nieustannie poprawia nasze
zachowanie. Jej postać w jakimś stopniu kształtuje nasze zachowanie się wobec każdej
kobiety. Odczucie wysokiej godności Maryi ustanawia granice stosowności w
naszym odnoszeniu się do kobiety w ogóle, czy będzie nią matka, siostra czy
koleżanka szkolna.
(Warszawa, 1977)
Świat byłby bardzo niedostępny, gdyby Bóg nie pomyślał o takiej istocie,
która wszystko łagodzi. Cały porządek nadprzyrodzony w zbawczym dziele Kościoła
byłby również niestrawny, gdyby w tym aparacie zbawienia nie umieścił Bóg
kobiety.
Mężczyzna rozbiłby niejedną kosztowną wazę, gdyby kobieta w porę nie
usunęła jej na bok. Chrześcijaństwo jest bardziej ludzkie, humanistyczne,
strawne, zbliżone do życia, na skutek działania kobiety...
Wpływ kobiety na świat mężczyzn nawet i dzisiaj jest oczywisty. Dlatego
przestrzega się panów przed sfeminizowaniem, a panie - przed zmaskulinizowaniem.
Niech każde zostanie sobą w swoim wymiarze. Pierwsze i drugie musi być
niezafałszowane, ale autentyczne. Mężczyzna ucharakteryzowany na kobietę i
kobieta przebrana za mężczyznę, jest fałszem, a potrzebna jest prawda,
rzeczywistość taka, jaką sam Bóg ukształtował.
(Warszawa, 1971)
Gdzie żyje w narodzie cześć Matki
Boga, tam też wysoka jest cześć matki ziemskiej...
Ta, której „Znak wielki” widzimy
na niebie, schodzi w czci wielkiej na ziemię, ucząc nas szacunku i czci dla
naszych matek. Co więcej, uczy nas szacunku dla naszych sióstr i dla każdej
kobiety.
U nas kobieta, matka, dziewczę –
znaczy bardzo dużo. Polacy odznaczają się głębokim szacunkiem dla kobiety.
Pragniemy, aby zawsze tak było!
Aby obraz macierzyństwa nie był
zamazany, aby godność macierzyństwa nie była poniżona, aby szlachetność i
skromność dziewczęca została uszanowana i zachowana, bo to jest fundament ładu,
porządku, czystości i poziomu moralnego całego społeczeństwa.
Powiedział ktoś: jak długo w rodzinie wierzy matka, to chociażby mąż i
dzieci nie wierzyły, ona urodzi im wiarę. Ale jeżeli w rodzinie matka straci
wiarę, wtedy kończy się rodzina, wtedy śmierć rodzinie, macierzyństwu, komórce
życia narodowego.
Dlatego trzeba uratować wiarę kobiety.
A wy wszystkie, kobiety, matki i dziewczęta, musicie nieustannie powtarzać
sobie słowa, które Elżbieta, pierwszy czciciel Maryi na ziemi, wypowiedziała do
Niej w Ain Karim:
„Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła” (Łk 1,45).
Wy wszystkie jesteście błogosławione, iżeście uwierzyły!
(Kalwaria Zebrzydowska, 1964)
Jednym z największych niepokojów w Kościele katolickim jest niepokój,
wytwarzany przez kobiety. Dlatego księża tak często złoszczą się na
„apostołki”, bo widzą, że one mają niekiedy więcej gorliwości, troski,
niepokoju i zapobiegliwości w sprawach Bożych aniżeli statyczni, działający
według norm prawa kanonicznego biskupi i kapłani.
(Warszawa, 1964)
Wyraźne i pouczające są przykłady postępowania Chrystusa wobec świata
kobiecego:
Samarytanka przy studni, niewiasta przyprowadzona z zarzutami cięzkich przewinień,
Maria i Marta z Betanii, niewiasty wędrujące za Apostołami i posługujące im, a
wreszcie – stojące pod krzyżem Chrystusa.
Przykładów jest dużo. I dzisiaj w Kościele jest podobnie. Wystarczy
porównać liczbę katolickich stowarzyszeń kobiet i mężczyzn, wystarczy porównać
liczbę zakonnic i zakonników, aby od razu dostrzec dysproporcje na korzyść
kobiet pracujących w Kościele. Pewnie, nie stoją przy ołtarzu, ale za to
posyłają do ołtarza. Skądby Kościół wziął księży, biskupów i papieży, gdyby
matki nie posyłały swoich synów na służbę Kościołowi?
Wszystko to trzeba mieć przed oczyma, aby być sprawiedliwym w ocenie
problemu kobiety...
Niewątpliwie, współcześnie problem awansu społecznego kobiety jest
drastyczny. Tworzy się apostolstwo niewiary i buntu przeciwko moralności
chrześcijańskiej, i to głównie z pomocą kobiet.
Widzimy to na skromnym odcinku nawet u nas. Awansowi kobiety towarzyszą
dziś objawy ujemne. Usiłuje się użyć kobiety do wywrócenia porządku
chrześcijańskiego, zasłaniając prawdę, że właśnie porządek chrześcijański
najwięcej uczynił dla awansu kobiety. Jest w tym jakaś wyjątkowa pasja... i
rodzą się „pasjonarie”.
W tym tkwi cały problem. Trzeba, więc naprzód dać świadectwo prawdzie, a
następnie poprowadzić dalej zdrową, chrześcijańską linię awansu społecznego
kobiety.
(Warszawa, 1964)
Podkreślamy, że Chrystus Pan nie ogłosił żadnej deklaracji na temat
godności kobiety, ale tak postępował w stosunku do niewiast, że to wystarczyło
za deklarację.
Nawet w stosunku do nieszczęśliwych kobiet odnosił się z wielkim szacunkiem
i zawsze stawał w ich obronie przed oskarżycielami: „Któż z was jest bez
grzechu?”
Chrystus starał się złagodzić surowość żydowskiego prawodawstwa, które
przewidywało ciężkie kary za grzech kobiety, nieraz o wiele cięższe niż za
grzech mężczyzny...
Chrystus zaprosił do swego towarzystwa, oprócz apostołów i uczniów, także
pewien zespół kobiet. Jak wiemy, otaczały one Maryję, towarzyszyły Chrystusowi
i apostołom w ich pracy apostolskiej, zaradzały ich potrzebom.
Były tak wierne, że nie zabrakło ich nawet na Kalwarii.
Chrystus więc nie ogłaszając żadnej deklaracji, przez swój styl
postępowania zainicjował społeczny awans
kobiety, zmierzającej do pełnej równości, prawdziwej wolności i zdrowej
emancypacji.
(Warszawa, 1967)
Pierwiastki męskie doszły za bardzo do głosu i świat otwartych ramion
macierzyńskich zmienił się na świat stalowych tanków i latających
śmiercionośnych fortec.
Coraz więcej przybywa potężnych zbrodniarzy i nikt nie ma sił na to, aby z
nich zrobić ludzi.
W takiej sytuacji trzeba nawrócić do drogi, którą wyznaczył Ojciec
niebieski w szóstym dniu stworzenia, gdy powołał do życia tych dwoje i
powiedział do nich: „Czyńcie sobie ziemię poddaną” (Rdz 1,28) – wy oboje!...
Zmaskulizowana, a przez to wynaturzona cywilizacja współczesna, o formalnie
zboczonych przejawach życia, nie jest zdrową cywilizacją.
Abyśmy mogli osiągnąć w świecie współczesnym prawdziwą kulturę, bardziej
ludzką, a przez to i bardziej Bożą, potrzeba harmonijnego współdziałania w życiu
i w całej duchowości współczesnej, elementów męskich i kobiecych...
Chodzi o to, aby kobieta wszędzie, na każdym odcinku życia – w rodzinie, w
pracy zawodowej, społecznej, publicznej – działała według natury kobiecej, na
sposób sobie właściwy, po macierzyńsku. Może
wtedy nieludzki świat stalowych potęg zamieni się w ludzki świat otwartych
ramion macierzyńskich, w których prawem będzie nie stal i pięść, lecz miłość.
Macierzyństwo jest dzisiaj wyśmiewane. Uważa się za największe
nieszczęście, gdy kobieta urodzi...
Jeszcze groźniejszym wydaje mi się front takiego wynaturzenia, w którym
kobieta już miałaby się wstydzić tego, że jest matką, chociażby robiła
najszlachetniejsze i najwartościowsze rzeczy.
Jeżeli jest powołana do macierzyństwa w ścisłym znaczeniu tego słowa, musi
zawsze i wszędzie zachować swoją kobiecą wrażliwość i macierzyńską, rodzinną
postawę.
Musi mieć umiejętność jak najlepszego wykorzystania właściwości
psychicznych duszy kobiecej, aby łagodzić współżycie i współpracę, nadając im
wartości, które Bóg zamierzył i wszczepił w duszę pierwszej matki – Ewy i
wszystkich jej córek.
(Stryszawa, 1965)
Różne są rodzaje twórczości, ale do najszlachetniejszych niewątpliwie
zaliczyć trzeba misterium przekazywania życia i twórczość apostolską.
Raz tylko Bóg stworzył człowieka, resztę zostawił kobiecie.
K. Legin w swojej książce nazywa kobietę ‘małym państwem’ dlatego, że jest
ona niejako samowystarczalna w stosunku do swego zadania. Ma na ramionach
dziecię i może je sama wykarmić.
Bogu zawdzięcza kobieta duszę swoją i swojego dziecka. Każda matka
otrzymuje duszę dziecięcia wprost od Boga. To ona ją otrzymuje – nie mężczyzna,
tylko kobieta, matka.
Nieraz można zauważyć, zwłaszcza w świecie kobiet próżnujących, których na
szczęście jest coraz mniej – ale jeszcze się zdarzają – tendencje do
charakteryzowania się na obraz kobiet ulicznych. Lecz one nigdy ‘nie sprostają’
tym, które nieszczęście oddało w ramiona ulicy.
Gdyby na przykład żona chciała naśladować kobietę z ulicy, walcząc tym
stylem o serce swego męża – nie sprosta zadaniu.
Jeśli żona nie zaimponuje mężowi rzeczywistą wartością, bardziej duchową
niż fizyczną, nie zdobędzie go chwilową maską. Trzeba ostrzegać kobiety przed
tą tendencją, która jest przejawem jakiegoś lęku i konkurencji na niewłaściwym
poziomie.
Współcześnie jest szczególny pęd do piękna. Nie trzeba się temu dziwić, nie
trzeba się tym gorszyć ani potępiać – bo groziłoby to nieporozumieniem. Trzeba
tylko to zjawisko podbudować i pogłębić jego treść.
Trzeba pouczać kobiety, że najlepszym kosmetykiem jest wewnętrzne dobro,
które tkwi w ich sercu. Ono sprawia, że nawet brzydki człowiek ma jakiś
szczególny urok, podczas gdy o pięknym a pustym mówi się: piękniś – i sprawa
skończona.
Wśród przymiotów i cech osobistych kobiety, jak wylicza Księga Przysłów,
znajduje się wspaniała pochwała zdolności jej umysłu:
„Usta swe otwiera mądrości, a zakon
miłosierdzia na języku jej”.
Istnieje wśród kobiet pęd do nauki, do zdobywania wiedzy, do specjalizacji.
Oby tylko ta wiedza była możliwie wszechstronna, tak iżby nie ograniczała się
do techniki naukowej, ale prowadziła ku prawdziwej mądrości duchowej.
Należałoby położyć nacisk na właściwą lekturę. Jest to dziedzina zazwyczaj
przez kobiety zaniedbywana. Są takie, które jeżeli czytają, to – jak mówią –
coś lekkiego, dla rozrywki. I tak się rozrywają całymi latami, wskutek czego
nie przybywa im wiedzy, mądrości ani szerszego obrazu świata.
Spotkałem w czasie wojny człowieka przy lekturze banalnej książki. Uważał,
że w czasie wojny nic poważnego czytać nie można. I stracił pięć lat.
A oto dalsze przymioty ‘niewiasty mężnej’: „Niewiasta bojąca się Boga, ta
będzie chwalona”.
Złudna i zwodnicza jest piękność zewnętrzna. Piękno duszy – to wartość
istotna, pochodząca z właściwego stosunku do Boga i rzutująca nawet na piękno
zewnętrzne, fizyczne, piękno ciała.
Często mówimy o kimś: nie jest piękna, ale miła. Tak najczęściej mówi się o
kobietach, zwłaszcza o tych, które umieją połączyć piękno fizyczne z kulturą
duchową.
Trzeba dziś uświadamiać człowiekowi w jego współczesnym pędzie do piękna,
że piękno musi być wszechstronne, a piękno fizyczne jest uwarunkowane pięknem
duchowym. Wtedy spełnią się te słowa natchnione: „Niewiasta bojąca się Boga, ta
będzie chwalona”.
Istnieje współcześnie tendencja, aby nie zrażać sobie nikogo,
przystosowywać się do innych, stając niejako na ich poziomie. Tymczasem powinno
być inaczej. Trzeba raczej dążyć do podciągania poziomu.
Współczesnej kobiecie trzeba powiedzieć wyraźnie:
Nie uratujesz swej pozycji i autorytetu za cenę żniżania się do poziomu
drugiej strony. Kobiety powołane są do tego, aby dźwigały innych wzwyż. Nie
mogą dać się ściągnąć w dół.
Prawdziwe małżeństwo to nie tylko
związek ciał, lecz także związek dusz. Trwalsza jest przyjaźń dusz aniżeli
ciał.
Współżycie duchowe musi dojść do głosu zwłaszcza wtedy, gdy słabnie wpływ
fizyczny. Przepiękne są przykłady dwojga małżonków, którzy spędzili życie
razem, i którzy nie mogąc już na siebie wywierać wpływu fizycznego, mają
potężny wpływ duchowy.
Zwłaszcza w późnym wieku mężczyzna staje się dla kobiety małym dzieckiem i
bardziej mu wówczas potrzeba matkia niżeli żony. Kobieta zawsze odnajdzie swoją
pozycję i swoje zadanie w macierzyństwie, które na nowo odradza się w niej, nie
więdnie nawet wtedy, gdy ona już uwiędła.
Dotyczy to każdej kobiety, nie tylko kobiety-żony. Nie może ona nigdy
zrezygnować ze swoich właściwości, z duchowego macierzyństwa, w stosunku do
ludzi otaczających ją.
(Warszawa, 1964)
Zawsze ktoś jest nosicielem programu Stwórcy – a więc życia, bo „Życie jest
światłością ludzi” i Bóg „nie chce śmierci grzesznika, ale żeby się nawrócił i
żył”.
Ten program nadal jest wykonywany i trwa. I jeżeli ktoś, to właśnie
kobiety, powołane przez Chrystusa, który ich nie odtrącił, a nawet się nimi
otoczył, mają być apostołkami życia, głosicielkami i obrończyniami życia.
Przeżywaliśmy przez kilkanaście lat obsesję negacji kobiecości. Chęć
wyrzeczenia się jej – nawet przez świat kobiecy – dominowała tak bardzo, jak
gdyby było ujmą dla człowieka urodzić się kobietą.
Pod tym względem wiele zdziałano w ostatnich czasach. Nie tylko od strony
mody, która wynaturzała kobietę zniekształcając sylwetkę, ale i od strony
pozycji społecznej w życiu Narodu.
Usiłowano za wszelką cenę wyciągnąć kobietę z domu, ośmieszając jej
dotychczasowe zainteresowania i zadania, bo potrzebna była do pracy w
produkcji.
Przed rokiem 1850 kapitalistom były potrzebne w fabrykach kobiety, aby
skutecznie konkurowały z pracą robotników i w ten sposób wpływały na obniżenie
płac. Chciano zdobyć tańszą siłę roboczą, a więc wezwano kobiety do fabryk i
kopalń.
Ale dlaczego komuniści, a więc ludzie wyzwalający proletariat, ulegli tej
samej pokusie? Dlaczego wyrwali kobietę z życia rodzinnego i wepchnęli do
fabryk, hut, do ciężkiego przemysłu i robót drogowych? Dlaczego to zrobiono?
Może także dlatego, aby mieć tanią robociznę?
Powraca więc kapitalistyczna mentalność przed którą ani komunizm, ani
marksizm się nie obronił.
I oto w latach 1977-1978 we wszystkich gazetach zaczyna się bić na alarm: Kobieta do domu!
Niech będzie obecna w rodzinie, bo inaczej Naród nam wymrze. Na ten temat
nareszcie politycy zaczynają mówić. Szczerze czy nieszczerze, ale już zabierają
głos. Już nie tylko my, słudzy Kościoła, ukazujemy te problemy, ale oni sami to
czynią.
Zaczynają wołać:”Kobiety, na pomoc
Polsce!” – jest to niejako pogłos woli Stwórcy w Raju:”Uczyńmy pomoc jemu
podobną”.
Program Stwórcy jest zawsze aktualny. Kiedyś była potrzebna pomoc Adamowi,
potem potrzebna była Chrystusowi – w Nazarecie, na Kalwarii i po
Zmartwychwstaniu.
Znalazła się grzesznica, jak Ewa, Magdalena, ale Chrystus nie odtrąca jej
pomocy, chociażby się zdawało, że jest niegodna odrodzonego, odnowionego przez
Zmartwychwstanie Boga-Człowieka.
Nie wolno było Ewie wyrzekać się kobiecości, nie wolno było Maryi w dniu
Zwiastowania wyrzec się kobiecości, chociaż nie wiedziała „jak się to stanie”.
Nie wolno było Chrystusowi zrezygnować z pomocy Matki i nie wolno Mu było
zrezygnować z pomocy innej kobiety po Zmartwywstaniu. Musiał się posłużyć tą pomocą.
A więc, na pomoc Adamowi,
Rodzinie ludzkiej, rodzinie domowej, na pomoc Narodowi i Kościołowi, na pomoc
dzisiejszemu ustrojowi winny stanąć kobiety. Nie ma innej rady.
Ciągle jest aktualny program Boga:”Uczyńmy pomoc”. Jest pomoc, tylko trzeba
jej dać pole do działania. Stąd słuszny jest zamiar, zmierzający do
uświadomienia kobiecie jej właściwych zadań.
(Warszawa, 1978)
Jak trudno mówić o dotrzymaniu słowa, danego Matce chrystusowej. Raczej
trzeba z żalem i skruchą przyznać się do ciężkich win. Przez ostatnie 20 lat
powinno nas przybyć ponad 10 mln!
Odebranie życia choćby jednemu
poczętemu dziecku – jest zbrodnią. I tak nazwie ten fakt każdy uczciwy
człowiek.
(Warszawa, 10.02.1977)
Jest w programie ludzi małych, by obedrzeć kobiety polskie z godności
dziewczęcej i kobiecej.
A od czego Wy jesteście, młodzi
Polacy?
Wspominacie matki wasze i dziś jeszcze tulicie ze czcią wargi swoje do ich
dłoni, a może do nóg. I dobrze robicie!
Patrzycie na wasze siostry, które kochacie i pragniecie dla nich, żeby
dostały się w dobre ręce. Bo pragniecie dla nich prawdziwego i czystego
szczęścia.
Myślicie może o powołaniu rodzinnym. Znakomita większość Was powołana
będzie do obowiązków życia rodzinnego, aby napełnić ziemię i czynić ją sobie
poddaną.
Każdy z Was myśli o przyszłej swej żonie, pomocnicy i towarzyszce własnego
życia, jak najbardziej idealnie, szlachetnie. W ten sam sposób myślcie o
wszystkich innych kobietach.
Czyż wierzycie w obecnych czasach demokracji w tak zwane prawa ‘mocnej
płci’?
Nie ma takich praw! Są prawa ludzkie: dla mocnej i dla słabej płci. Jeden
pozostaje więc obowiązek – bronić czci
kobniety, wszystko jedno gdziekolwiek się znajdzie, wszędzie.
To wasz obowiązek!
Młodzież polska, która słynie ze
swego stylu i godności młodzieńczej w całym świecie, wypełni to zadanie.
Jest to wyrażone w Ślubach Jasnogórskich i musi być wykonane. Synowie
polskiej ziemi rodzili się dotychczas z czystych matek i nadal z czystych matek
rodzić się będą.
Tego pragniemy!
(Warszawa, 7 maja 1958)
Chociaż rodzina jest powołana do budzenia życia, zaczyna się dziś,
niestety, mówić o jakiejś ‘rodzinie’, która by już życia nie dawała. Chociaż
matka powołanaa jest do tego, aby z niej było życie, często mówi się dzisiaj w
obłędny sposób o jej ‘prawie’ godzenia w życie.
Chociaż społeczny rozwój
ludzkości wypowiada się dzisiaj przeciwko wszelkim ‘prawom’ pozbawiania życia,
a ustroje prawne zmierzają do tego, aby obywateli więcej śmiercią nie karać,
jakieś nieporozumienie sprawia, że matkom przyznało się prawo do wymierzania
śmierci własnym dzieciom nienarodzonym.
Musimy to uznać za obłęd!
Ktokolwiek głosiłby, czy to w
prasie, czy w książce, że na ziemi polskiej istnieje prawo zabijania, niech
wie, że godzi we własną matkę i w życie Narodu, że uśmierca własny Naród.
Rodzina jest miejscem, gdzie
życie się rodzi, a nie umiera.
Chrońcie się wszyscy, zwłaszcza
Wy, Matki, wszelkich pokus i podszeptów, które by z Was, matek życia, czyniły
matki śmierci.
(Gniezno, 26.04.1959)
Matki najlepsze – w wielkopostnym rachunku sumienia odpowiedzcie mi:
Czy prawdziwie zbawiacie się i uświęcacie przez rodzenie dziatek?
Czy istotnie Pan jest z Tobą?
Czyś błogosławiona między niewiastami?
Czy błogosławiony owoc żywota twojego?
Czy ufa tobie serce męża twego?
Czy oddajesz mu dobrym, a nie złym po wszystkie dni życia waszego?
Czy jesteś niewiastą mężną, błogosławieństwem swej rodziny?
Czyż ręka twoja otwierała się ubogim, a dłonie swe czyś wyciągała ku
biednym?
Czy dzieci twoje biorą z ciebie Boga?
Czy wiesz o tym, że tylko niewiasta bojąca się Boga będzie chwalona?
Czy twoja czystość udzielała się córkom twoim i synom?
(Warszawa, 2 lutego 1953)
A jeśli coś jest dziś pilną i szczególną potrzebą – to z uwagi na zadania
macierzyńskie kobiety w rodzinie – obrona godności kobiety, matki, obrona dziewczęcia
i jej czystości, szacunek dla kobiety,
bo ona służy rodzinie, służy Ojczyźnie i nie może być znieważana, jak to,
niestety, często bywało, szczególnie w telewizji, gdzie pokazywało się mnóstwo
filmów, sprowadzanych z zagranizy za ciężkie dewizy, by demoralizować Naród i
ośmieszać kobietę.
W Polsce kobieta ma ogromny szacunek i należy ten szacunek zachować.
Oczywiście, musi ona sama współdziałać z tym, żeby obrona jej czci była
łatwiejsza. Ale trzeba za wszelką cenę uniknąć tego, co może demoralizować
irozkładać szacunek i miłość do naszych matek, sióstr, do każdej kobiety, którą
Bóg powołał, aby służyła na ziemi polskiej, tej rodzicielce Narodu, jako
rodzicielka rodziny domowej.
To jest pilne zadanie, bo widzimy wzrost nieładu moralnego, gdy idzie o
stosunek do kobiety i ocenę jej miejsca w życiu rodzinnym, społecznym,
zawodowym i narodowym.
Wszystko to musi być poddane odnowie i rehabilitacji. Stanie się to nie na
drodze ustaw, ale na drodze waszej współpracy, Matki i Ojcowie, Dziewczęta i
Młodzieńcy. Tak umocni się ład życia rodzinnego i domowego.
(Jasna Góra, 26.08.1980)
***
Matko Życia, której Bóg zlecił zadania macierzyńskie!
Stań się wzorem dla każdej matki polskiej. Stań się przykładem poświęcenia
i mocy.
Święta Boża Rodzicielko, naucz nasze matki, jak mają być świętymi.
Matko-Dziewico, pokaż im, co trzeba czynić, aby pełniąc obowiązki
macierzyńskie zachować prawdziwie dziewiczą dostojność i godność. Pokaż na swym
własnym przykładzie, jak wiodłaś Syna do świątyni jerozolimskiej, jak trzeba
pamiętać o nakazie:
”Dopuśćcie dziateczkom przyjść do
Mnie, a nie zabraniajcie im, albowiem ich jest królestwo niebieskie” (Mt 19,14)
(Jasna Góra, 13.05.1957)
KOŚCIÓŁ i NARÓD
Zastanawiamy się od dłuższego już czasu nad brakiem
polskich elit. Brakuje tych elit w kraju, brakuje ich również poza krajem, w
szczególności brakuje ich u nas w Kanadzie. Chociaż problem jest bardzo trudny
i przyczyn tego stanu rzeczy jest wiele, to wydaje mi się, że właśnie
analizując nauczanie Prymasa Tysiąclecia, a w szczególności Jego rozważania
poświęcone Narodowi i Ojczyźnie, łatwiej nam będzie zrozumieć przyczyny i
znaleźć rozwiązania tych problemów. Z tych rozważań wynika, że nie będzie
polskich elit, jeśli nie będzie silnego polskiego Kościoła. Aby zbudować elity,
jak w każdej pracy konstrukcyjnej trzeba je budować od fundamentów, a nie od
komina. Aby taka ludzka konstrukcja była trwała i prawdziwie polska trzeba ją
budować na Boskich a nie na ludzkich fundamentach.
O tych wszystkich problemach
mówił do nas Polaków nie raz, Sł. B. Ojciec św. Jan Paweł II. W jednej ze
swoich katechez zatytułowanej “Zaangażowanie
na rzecz lepszej przyszłości człowieka” cytuje opis ewangelicznej burzy nad
jeziorem, kiedy uczniowie z wielkim strachem wołali : “Mistrzu, Mistrzu, giniemy !”. A Chrystus ich wtedy spokojnie pyta:
“Gdzie jest wasza wiara?”.
Czasy, w których żyjemy,
przypominają właśnie taką burzę nad jeziorem, a troska o naszą wiarę jest
ciągle aktualna. Jezus ciągle stawia nam to zasadnicze pytanie: “Jaka jest wasza wiara?”. „Jaka jest twoja
wiara?”
Do młodzieży zgromadzonej na
Polach Lednickich w wigilię Zesłania Ducha Świętego - 2 czerwca 2001 roku,
Ojciec Św. Jan Paweł II skierował następujące słowa:
Drodzy młodzi Przyjaciele,
U początku nowego tysiąclecia, gdy wciąż jeszcze radujemy
się owocami Wielkiego Jubileuszu, ze szczególną mocą docierają do nas słowa,
które Pan Jezus skierował kiedyś do Piotra:
“Duc in altum !” – Wypłyń na głębię !
To wezwanie, wypowiedziane u brzegów Jeziora
Galilejskiego, miało sens praktyczny –
była to propozycja, aby Piotr odbił od brzegu i mimo zniechęcenia raz
jeszcze zarzucił sieci.
Równocześnie jednak miało ono głeboki sens duchowy: było
zachętą do wiary. Tak właśnie zrozumiał je Piotr i zawierzył: “Panie, (...) na
Twoje słowo zarzucę sieci” (Łk 5, 5). To zaś zawierzenie stało się fundamentem
apostolskiej misji, jaką Chrystus przekazał Piotrowi, mówiąc:
“Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił” (Łk 5, 10).
“Duc in altum !”. Dzisiaj te Chrystusowe słowa kieruję do
każdego i każdej z Was:
Wypłyń na głębię !
Zawierz Chrystusowi, pokonaj słabość i zniechęcenie i na
nowo wypłyń na głebię !
Odkryj głębię własnego ducha. Wnikaj w głębię świata.
Przyjmij słowa Chrystusa, zaufaj Mu i podejmij swą życiową misję. Ludzie nowego
wieku oczekują Twojego świadectwa.
Nie lękaj się !
Wypłyń na głębię - jest przy tobie Chrystus!
Na początku tego nowego
tysiąclecia musimy wszyscy z odwagą i nadzieją, pomimo wielu trudności i
zagrożeń, podjąć to papieskie wołanie. Nasza wiara jest zagrożona. Nasza
katolicka, tradycyjna rodzina jest zagrożona. Nasze życie i nasze zdrowie jest
zagrożone. Prawda, Miłość i Służba są zagrożone. Nasze nadzieje na lepsze jutro są zagrożone.
Ale o tych problemach mówił do
nas także Prymas Tysiąclecia. Tylko, że my nie słuchaliśmy, ani Papieża ani Prymasa.
Ale nigdy nie jest za późno na naukę u tych dwóch Wielkich Nauczycieli i Ojców
Narodu polskiego. Pora już odłożyć na półki piękne albumy i obrazki a wczytać
się w pisma Ojca św. Jana Pawła II i Prymasa
Tysiąclecia, ks. Stefana kardynała Wyszyńskiego.
Prezentując Dziedzictwo Prymasa
Tysiąclecia na kolejnych wystawach poświęconych Jego pamięci, przywoływaliśmy
Jego myśli o rodzinie (temat: Rodzina Bogiem silna!) o miłości (temat : Będziesz miłował ...) a także Jego
głębokie przemyślenia o pracy (temat: Duch pracy ludzkiej) i wiele innych.
Aby zrozumieć i wprowadzić w życie
prymasowskie i papieskie nauczanie, musimy nauczyć się słuchać, słuchać i ufać
mądrzejszym od nas. Przez lata całe, począwszy od II wojny światowej, aż po
dzień dzisiejszy, ‘uczono’ nas, aby nie słuchać naszych ‘przywódców’. I to nam
chyba weszło w krew. Któż z nas słuchał tow. Bieruta, czy tow. Gomułkę, a potem
tow. Gierka, czy Jaruzelskiego? Nawet towarzysze partyjni pokpiwali sobie ze
swoich ‘wodzów’. Nie słuchaliśmy także
naszych nauczycieli w szkole. A potem nawet własnego ojca lub matki, którzy
wstąpili do partii. I tak krok po kroku nie słuchaliśmy i nie słuchamy nikogo.
Ucierpiał na tym i ks. Kardynał Prymas i ks. Kardynał Wojtyła. Ale najwięcej
ucierpieliśmy i straciliśmy my, naród polski. W ostatnich latach może jeszcze
większe spustoszenie w naszych umysłach i sercach dokonali ‘mędrcy’ spod znaku
‘rupta co kceta’ i wszechwiedzące dziennikarzyny.
Pora już otrząsnąć się z tego
nalotu i zacząć na nowo pobierać nauki u najlepszych naszych nauczycieli. Nie
ma chyba takiego drugiego narodu, który miałby tak wspaniałych nauczycieli, jak
naród polski.
Kochajmy i uczmy się żyć według
wskazań Sł.B Ojca św. Jana Pawła II, ale nie zapominajmy o Wielkim Prymasie
Polski, Sł.B ks. Stefanie kardynale Wyszyńskim. To nie kto inny, tylko właśnie Ojciec
św. Jan Paweł II, nazwał ks. Stefana Kardynała Wyszyńskiego Prymasem
Tysiąclecia. A to po prostu znaczy, że w tysiącletniej historii Kościoła
katolickiego w Polsce, większego Prymasa nie było.
To nie kto inny, tylko Ojciec św.
Jana Paweł II powiedział, że nie byłoby Papieża – Polaka gdyby nie ks. Prymas
Wyszyński. A być może nie byłoby i Polski, a napewno nie byłoby takiej Polski
jaką mamy obecnie, gdyby nie Prymas Wyszyński.
Jego
nauczanie jest ciągle aktualne.
*
ŚLUBY LWOWSKIE
KRÓLA JANA KAZIMIERZA - 1 kwietnia
1656
W tym roku, 26 sierpnia, będziemy
obchodzić 50 rocznicę Jasnogórskich Ślubów Narodu Polskiego. Śluby te zostały
opracowane przez SB Ks. Prymasa Stefana Wyszyńskiego, kiedy był więziony w
Komańczy.
Inspiracją
dla Ślubów Jasnogórskich były uroczyste Śluby Lwowskie złożone przez króla Jana
Kazimierza przed obrazem Najświętszej Panny Łaskawej w katedrze lwowskiej w
dniu 1 kwietnia 1656. W tym roku przypada więc 350 rocznica tych Ślubów.
Śluby
Jana Kazimierza zostały pięknie opisane przez Henryka Sienkiewicza w 2 tomie
„Potopu” i uwiecznione w obrazach Jana Matejki oraz przez
Stanisława Wyspiańskiego w utworze "Śluby Jana Kazimierza".
Powróćmy na chwilę do tych ciężkich ale i pięknych czasów.
Luterańska
Szwecja rozpoczęła 15 lipca 1655 roku wojnę z katolicką Polską, wykorzystując
to, że Polska w tym czasie była zaangażowana w wojnę z Rosją i w powstanie
Chmielnickiego.
Początek wojny ze Szwecją
rzeczywiście przypominał biblijny potop. Karol Gustaw, król
szwedzki, na czele swej 25-tysięcznej armii zajmował miasto za miastem, nie
napotykając w zasadzie większego oporu. Warszawa wpadła w ręce wroga 8
września, Kraków 17 października. W krótkim czasie wojska szwedzkie zajęły
prawie całe terytorium Korony i część Litwy. Król Jan Kazimierz wraz z królową
Ludwiką Marią ewakuowali się z dworem poprzez Kraków i ziemię żywiecką na
austriacki Śląsk, zatrzymując się w Głogówku.
W kraju narastała panika i demoralizacja. Król Jan Kazimierz przeżywał
załamanie, podobno zaczął myśleć o zrzeczeniu się tronu, a nawet o kapitulacji.
I być może tak by postąpił, gdyby nie wieści napływające spod Jasnej Góry, że
naród polski pod skrzydłami Pani Jasnogórskiej odpiera ataki wojsk szwedzkich. Bohaterska, cudowna
obrona klasztoru na Jasnej Górze (trwająca od początku listopada do Świąt
Bożego Narodzenia 1655 roku) wyzwoliła w narodzie nowe siły i nowego ducha do
walki z najeźdźcą szwedzkim. Pokazała też narodowi i jego władcy, gdzie szukać
ratunku w chwilach najcięższych prób.
Wtedy to król Jan
Kazimierz postanowił podjąć na nowo walkę ze Szwedami. W tym celu przedostał
się do jednego z największych miast polskich niezajętych przez wrogów – do
bohaterskiego miasta Lwowa. W „Potopie” czytamy:
„Wraz z królem przybyła większa część biskupów z całego kraju i wszyscy ci
świeccy senatorowie, którzy nie służyli nieprzyjacielowi. Waliła szlachta z
Wołynia i z dalszych jeszcze województw, taką nienawiść rozpaliła we wszystkich
duszach straszna wieść o podniesieniu przez nieprzyjaciela świętokradzkiej ręki
na Patronkę Rzeczypospolitej w Częstochowie.
Król uznał, uświęcił i potwierdził konfederację tyszowiecką i sam do niej
przystąpił wziąwszy wodze wszelkich spraw w swe niestrudzone ręce; pracował od
rana do nocy, więcej dobro Rzeczypospolitej niż własny wczas, niż własne
zdrowia ważąc. Lecz jeszcze nie tu był kres jego usiłowań; postanowił bowiem
zawrzeć w imieniu swoim i stanów takie przymierze, którego by żadna potęga
ziemska przemóc nie zdołała, a które by w przyszłości do poprawy
Rzeczypospolitej mogło posłużyć. Nadeszła nareszcie ta chwila”.
Oto pełny tekst Ślubów Jana
Kazimierza:
Wielka Boga
Człowieka Matko,
Najświętsza Dziewico.
Ja, Jan Kazimierz, za zmiłowaniem Syna Twojego,
Króla królów, a Pana mojego i Twoim miłosierdziem król, do Najświętszych stóp
Twoich przypadłszy,
Ciebie dziś za Patronkę moją i za Królową państw
moich obieram.
Tak samego siebie, jak i moje
Królestwo polskie, księstwo litewskie, ruskie, pruskie, mazowieckie, żmudzkie,
inflanckie, smoleńskie, czernichowskie oraz
wojsko obu narodów i wszystkie moje ludy Twojej
osobliwej opiece i obronie polecam,
Twej pomocy i zlitowania w tym klęsk pełnym i
opłakanym Królestwa mojego stanie przeciw nieprzyjaciołom Rzymskiego Kościoła
pokornie przyzywam.
A ponieważ nadzwyczajnymi
dobrodziejstwami Twymi zniewolony pałam wraz z narodem moim, nowym a żarliwym
pragnieniem poświecenia się Twej służbie, przyrzekam przeto, tak moim, jak senatorów
i ludów moich imieniem, Tobie i Twojemu Synowi, Panu naszemu Jezusowi
Chrystusowi, że po wszystkich ziemiach Królestwa mojego cześć i nabożeństwo ku
Tobie rozszerzać będę.
Obiecuje wreszcie i ślubuję, że kiedy za przepotężnym
pośrednictwem Twoim i Syna Twego wielkim zmiłowaniem, nad wrogami, a
szczególnie nad Szwedem odniosę zwycięstwo, będę się starał u Stolicy
Apostolskiej, aby na podziękowanie Tobie i Twemu Synowi dzień ten corocznie i
uroczyście, i to po wieczne czasy, był święcony oraz dołożę trudu wraz z
biskupami Królestwa, aby to, co przyrzekam, przez ludy moje wypełnione zostało.
Skoro zaś z wielką serca mego żałością wyraźnie widzę, że za
jęki i ucisk kmieci spadły w tym siedmioleciu na Królestwo moje z rąk Syna
Twojego, sprawiedliwego Sędziego, plagi: powietrza, wojny i innych nieszczęść,
przyrzekam ponadto i ślubuję, że po nastaniu pokoju wraz ze wszystkimi stanami
wszelkich będę używał środków, aby lud Królestwa mego od niesprawiedliwych
ciężarów i ucisków wyzwolić.
Ty zaś, o najlitościwsza Królowo i Pani, jakoś mnie, senatorów i stany
Królestwa mego myślą tych ślubów natchnęła, tak i spraw, abym u syna Twego
łaskę wypełnienia ich uzyskał.
W „Potopie” czytamy dalej:
„Słuchało tych słów królewskich duchowieństwo, senatorowie, szlachta,
gmin. Wielki płacz rozległ się w kościele, który naprzód w chłopskich piersiach
się zerwał i z onych wybuchnął, a potem stał się powszechny. Wszyscy wyciągnęli
ręce ku niebu, rozpłakane głosy powtarzały: "Amen! amen! amen!", na
świadectwo, że swoje uczucia i swoje wota ze ślubem królewskim łączą.
Uniesienie ogarnęło serca i zbratały się w tej chwili w miłości dla
Rzeczypospolitej i jej Patronki. Za czym radość niepojęta jako czysty płomień
rozpaliła się na twarzach, bo w całym tym kościele nic było nikogo, kto by
jeszcze wątpił, że Bóg Szwedów pogrąży”.
Wkrótce po złożeniu przez Jana
Kazimierza ślubów lwowskich, karta wojny zaczęła obracać się przeciwko Szwedom,
a na korzyść Polski. Do Lwowa nadeszła wiadomość o zwycięstwie Stefana
Czarnieckiego pod Warką, stopniowo odbijano z rąk wroga kolejne ziemie. Sukcesy
w walce z wrogiem powszechnie kojarzono z wstawiennictwem Matki Bożej, mającym
miejsce za sprawą obrony Jasnej Góry i ślubów lwowskich Jana Kazimierza.
Najlepszym tego dowodem jest dzieło o. Augustyna Kordeckiego (Nowa
Gigantomachia), opisujące bohaterską obronę Jasnej Góry, którego pierwodruk
ukazał się w 1658 roku. W niezwykle ozdobny frontispis tego dzieła wmontowany
jest wizerunek Matki Bożej Łaskawej, a w aneksach do pracy dołączono pełny
tekst uroczystej przysięgi królewskiej.
Kim był król Jan Kazimierz?
Był synem Zygmunta III Wazy
i Konstancji Austriaczki. Urodził się 22 marca 1609 roku w Krakowie, otrzymując
identyczne imiona, jak jego zmarły brat (urodzony 20 grudnia 1607 roku i zmarły
po kilkunastu dniach). Półrocznego Jana Kazimierza, na prośbę matki, kapelan królewski
ks. Piotr Skarga ofiarował Bogu na ołtarzu wileńskiej katedry św. Kazimierza.
Stało się to 16 września 1609 roku, w trakcie wyprawy Zygmunta III na wojnę z
Moskwą. Wśród kilkorga rodzeństwa, Jan Kazimierz był ulubieńcem matki. Otaczał
go cudzoziemski dwór, wychowywali jezuici. Studiował teologię, dobrze znał
łacinę i niemiecki, gorzej włoski i francuski.
W latach 1638-1639 walczył po stronie katolickiej w wojnie 30-letniej.
Odznaczył się także, w 1651 roku, w bitwie pod Beresteczkiem.
Król Jan Kazimierz
był gorliwym katolikiem. W 1640 r., osiem lat przed swoją elekcją, udał się do
Rzymu, gdzie wstąpił do zakonu Jezuitów. Obdarzony godnością kardynała przez
Papieża Urbana VIII zrzekł się jej po śmierci Władysława IV, a po ustąpieniu mu
prawa do następstwa tronu przez brata Karola Ferdynanda,
został obrany królem. W czasie swego panowania sześć razy odbył
pielgrzymkę na Jasną Górę. Po koronacji 17 stycznia 1649 r. ożenił się w maju
tegoż roku (po dyspensie papieskiej) z Ludwiką Marią Gonzagą, wdową po
Władysławie IV.
Czym były Śluby
lwowskie Jana Kazimierza?
Śluby Jana Kazimierza
były pierwszym publicznym ogłoszeniem Maryi Królową Polski. Było to wydarzenie
historyczne nie mające precedensu w historii Europy.
1 kwietnia 1656 roku w katedrze lwowskiej, król Jan Kazimierz dokonał
aktu koronacji Matki Bożej na Królową Korony Polskiej. Następnie, klęcząc,
wobec królowej Polski, obecnej w ukoronowanym wizerunku Matki Bożej Łaskawej
(dziś przechowywanyrn w Lubaczowie), złożył uroczyste ślubowanie. Wypełniona po
brzegi katedra we Lwowie nie mogła pomieścić wielkiego tłumu, dlatego w kilka
godzin później ponowiono tę uroczystość w pobliskim kościele oo. jezuitów.
Podczas tej drugiej Mszy św. nuncjusz apostolski Pietro Vidoni, odmawiając
Litanię Loretańską, po raz pierwszy wprowadził wezwanie: "Regina Poloniae
ora pro nobis" – Królowo Polski, módl się za nami. Ikona ze wspomnianego
kościoła jezuickiego znana jest do dziś, jako obraz Matki Boskiej Pocieszenia
"Módl się za nami" (obecnie przechowywana we Wrocławiu).
1 kwietnia 2006 roku, w 350
rocznicę Ślubów lwowskich króla Jana Kazimierza w katedrze lwowskiej odbyły się
główne uroczystości poświęcone temu wydarzeniu. Patronat nad nimi objął Pan
Prezydent Rzeczypospolitej, Lech Kaczyński. JEm. Ks. Kard. Marian Jaworski,
metropolita lwowski, w liście pasterskim na tę okazję napisał m.in.
„Pobudką
do tego wielkiego aktu była dla króla rownież świadomość dobrodziejstw Bożych w
życiu narodu, ale też nieszczęśliwych wydarzeń, które spotkały kraj jako
następstwo niezachowania praw Boskich. Stąd płynęła dalej chęć służenia i
pomnażania czci Synowi i Matce. Król zobowiązywał się także, by "lud Królestwa
od niesprawiedliwych ciężarów i ucisków był uwolniony". Prosił też król,
by Matka Najświętsza wyprosiła laskę u Syna Swego do wypełnienia tego ślubu.
W Ślubach króla Jana Kazimierza możemy łatwo zauważyć dwa momenty: pierwszy
- obranie Matki Najświętszej na Królową narodów i ludów ówczesnego Królestwa,
drugi - zobowiązanie do usunięcia niesprawiedliwości społecznej. Oba te momenty
nie straciły aktualności i nabierają swojego znaczenia w naszych czasach, w
zmienionych warunkach historycznych i geopolitycznych”.
Wizerunek Królowej Polski z lwowskiej katedry (dzisiaj znany jako obraz
Matki Bożej Łaskawej w Lubaczowie), w czerwcu 1983 roku w Częstochowie,
doczekał się splendoru papieskich koron. W swym akcie koronacji, SB Papież Jan
Paweł II, dopełnił, niejako złączył klamrą, uroczyste ślubowania króla Jana
Kazimierza (1656) i Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego (1956).
*
„Bodaj nigdy jak
teraz nie widziałem tego tak jasno, że wolą Ojca Narodów jest, by naród polski
był zjednoczony przez Jasną Górę i by tutaj się odnawiał i krzepił.
Tej woli Bożej nikt nie zdoła
złamać, o czym świadczą wieki naszego trwania na Jasnej Górze, bardziej jeszcze
niezłomnego niż mury i wały obronne.
I dziś musi być przeprowadzona w
Polsce ‘obrona Jasnej Góry’ – już nie z pomocą armat i pocisków, ale przez
potężny ładunek myśli i uczuć roznieconych przez Ojca świętego.
Jak ongiś mrowie wojsk
najeźdżczych, tak dziś szturmują ‘Polską Jasną Górę’ istne ‘potopu świata
fale’, wżerając się w mury duszy Narodu nienawiścią Imienia Bożego, pasją
grzechu i potwornych nałogów. ‘Polska Jasna Góra’ jest podminowywana
przez ducha nienawiści
społecznej,
przez programową apostazję
moralną,
przez zadawnione wady narodowe,
które rzucają
cienie na świetlany Naród ochrzczony.
Stokroć to groźniejszy potop od
szwedzkiego. Toteż dziś Augustynem Kordeckim musi być cały zakon, który
najlepiej ma wiedzieć, co nie podoba się Królowej Jasnogórskiej w duszy Narodu naszego...
Nie wystarczy więc wyspowiadać pielgrzymów,
należy wyspowiadać Naród, by dokonać w nim nowej ‘obrony Jasnej Góry’. Trzeba
mu odważnie powiedzieć, co nie da się pogodzić z Królestwem Maryi w duszy
Narodu. Poznanie już nie tylko detalicznych grzechów, ale ujrzenie wielkich ran
i nałogów, które wrosły w obyczaj Narodu i zniekształciły jego psychikę,
duchowość i charakter – oto pilne zadanie Roku Ślubów Narodowych. Wszak to
podjęto przed 300 laty i dotąd nie wykonano;
dziś zadanie jest o tyle
pilniejsze, że przybyły zniekształcenia wywołane latami niewoli, wojen, klęsk,
i nieszczęść narodowych”
(Komańcza, 10.XI.1955)
„Tak mocno wierzę w
to, że Opatrzność dała Polsce dodatkową pomoc, wiążącą Naród w trudnych
chwilach. Jasna Góra jest tą ostatnią
deską ratunku dla Narodu. Występuje w sposób szczególnie widoczny wtedy, gdy jest
ciężko i gdy już znikąd, zda się, nie widać ratunku.
W takich chwilach Wasza pomoc od
Tronu Królowej Polski jest tą siłą jednoczącą rozbitków, którą uznają nawet
nieprzyjaciele Boga i Narodu.
Nie wiem, czy dostrzegł już
Ojciec Generał słowa napisane w ostatniej publikacji Dziennika Hansa Franka. Przytaczam je jako świadectwo wroga, tym
wymowniejsze:
‘Kościół jest dla umysłów polskich centralnym punktem zbornym, który
promieniuje stale w milczeniu i spełnia przez to funkcję jakby wiecznego
światła. Gdy wszystkie światła dla Polski zagasły, to wtedy zawsze jeszcze była
Święta z Częstochowy i Kościół’...
Myślę, że promieniowanie Jasnej
Góry musi być spotęgowane dla dobra Polski katolickiej i dla chwały Boga, który
chciał mieć swą chwałę w Polsce przez Jasnogórską Panią.
Trzeba wykorzystywać Łaski i
siły, dane Narodowi, z pełnym zrozumieniem planów Bożych.
Jasna Góra musi mieć dłuższe
ramiona, by dosięgnąć wszędzie, gdzie władztwo Królowej Polski sięga. Trzeba
związać bliżej jeszcze Naród cały z Jasną Górą.
Idzie mi szczególnie o
inteligencję naszą, tak słabą, tak żyjącą zaledwie okruchami ze Stołu
ewangelicznego, a jednak tak religijną, choć na swój sposób, i kochającą Matkę
Boga.
Nasze obecne przeżycia wskazują
na to, że inteligencja polska, choćby istotnie była teologicznie nie wyrobiona,
to jednak na Kościół patrzy oczyma narodowej racji stanu.
Możemy widzieć błędy i braki
tego patrzenia, ale nie możemy nie widzieć, że to jest doniosły dla Kościoła
Bożego punkt wiążący, dzięki któremu schizma i herezja są w Polsce niemożliwe.
Co więcej, nie jest możliwa
ateistyczna apostazja Narodu. Możemy i musimy poprawiać to widzenie Narodu, ale
nie możemy go nie doceniać. Nie możemy go nawet potępiać.
Kościół polski musi być zawsze
wrażliwy na to widzenie narodowe Kościoła Świętego. Ostatecznie takie widzenie
sprawia, że Naród ciąży ku Kościołowi.
(Komańcza, 24.VI.1956)
„W niedzielny
wieczór uroczystości Chrystusa Króla powróciłem do Stolicy i podjąłem pracę
Pasterza dwóch Archidiecezji, Prymasa Polski i Przewodniczącego Episkopatu,
przerwane mi przed trzema laty. Stanąłem w granicach Diecezji w piątą rocznicę
poświęcenia Polski Sercu Bożemu, gdy cały Naród, rozradowany Łaskami Roku
Królowej Polski, trwał na modlitwie z różańcem w dłoniach.
Boski Nauczyciel Prawdy dał nam
wskazania, by przyłożywszy rękę do pługa nie oglądać się wstecz. Idziemy więc
naprzód całą duszą! Droga, przez którą przeszedł Kościół i Naród, była ciężka i
bolesna. Ale przebrnęliśmy przez nią w cierpliwości. Raz jeszcze okazała się
wysoka kultura duchowa Narodu, bohaterska miłość prawdy i wolności, łaknienie
wyższej sprawiedliwości i chrześcijańskiej czci dla człowieka. Te wielkie moce
nakazały szukać dróg pełniej odpowiadających kulturze narodu polskiego”.
(Pierwszy List pasterski Prymasa po uwolnieniu,
1956)
„Siedziałem drugi
rok w więzieniu w Prudniku Śląskim, niedaleko Głogówka. Cała Polska święciła
wtedy pamięć obrony Jasnej Góry przed Szwedami i Ślubów Królewskich Jana
Kazimierza sprzed 300-stu lat...
Myśli o odnowieniu Kazimierzowych
Ślubów w ich trzechsetlecie zrodziły się w mej duszy w Prudniku, w pobliżu
Głogówka, gdzie król i prymas przed trzystu laty myśleli nad tym, jak uwolnić
Naród z podwójnej niewoli: najazdu obcych sił i niedoli społecznej.
Gdy z kolei i mnie powieziono
tym samym niemal szlakiem, z Prudnika na południowy wschód, do czwartego
miejsca mego odosobnienia, w góry, jechałem z myślą: musi powstać nowy akt Ślubowań Odnowionych! I powstał właśnie tam,
na południowym wschodzie, wśród gór. Tam został napisany i stamtąd przekazany
na Jasną Górę. Zapewne, okoliczności nieco
odmienne, ale myśli te same. Jest to dalszy ciąg dziejów Narodu, który
wspina się nieustannie wzwyż i nie da się pogrążyć w odmętach.
Naród ten wie, co znaczy: „w górę serca” – sursum corda!
*
Z komentarza do Jasnogórskich
Ślubów Narodu
„Chociaż umiemy czynić Bogu zarzuty, sobie nie mamy odwagi postawić żadnego
zarzutu. A jednak widzimy to w skrytości serca, jak bardzo pogwałciliśmy nasze
zobowiązania chrześcijańskie, jak odeszliśmy od życia do śmierci.
Rachunek sumienia, do którego zachęca nas Kościół święty, musi być
sprawiedliwy...
A chociaż jako Naród pozostaliśmy wierni Chrystusowemu Kościołowi, to
jednak nie wyciągnęliśmy z Ewangelii wszystkich wniosków. Stąd nasze życie
osobiste pełne jest wad i skaz moralnych, tak groźnych dla naszego charakteru chrześcijańskiego
i dla naszego życia społecznego...
Sami nieraz dziwimy się, jak to się dzieje, że gdy wiara nasza silna,
moralność nasza tak wiele ma ciemnych plam”.
„Ale nie wystarczy tylko odwracać się od złego: trzeba czynić dobrze. Katolicka doskonałość nie na tym polega, że
oganiamy się przed złem jak żebrak przed psami. Ucieczka przed złem, to
zaledwie skromna część programu pracy wewnętrznej. Ważniejsza i donioślejsza
jest praca nad zdobyciem cnót i dobrych przyzwyczajeń, zarówno w porządku
przyrodzonym, jak i nadprzyrodzonym.
O wartości charakteru narodowego
i chrześcijańskiego świadczą cnoty, które posiadamy i z których mnożymy
dobroć...
Świat lubi chwalić Polaków, zwłaszcza w trudnych okresach dziejów ludzkości.
Świat wie, że wprawdzie mamy wygórowany indywidualizm, ale nie uznajemy
zależności. Walczymy ze wszystkich sił o swobodę, chcemy być panami we własnym
domu, mamy w sobie wielkie umiłowanie wolności, dla której poświęcimy każde
dobro materialne.
Polska wysoka obyczajność, kultura, oświata i sztuka promieniowały wokół i
zdobywały sobie szacunek i naśladowców, bez potrzeby sięgania po miecz.
Polska zwyciężała swoją duchowością, którą wzięła z Ewangelii Chrystusowej,
której słowo padło w nas jak ziarno na glebę wyborną.
Pobudzić Polaków do życia cnotliwego nie jest trudno, zwłaszcza w imię
miłości Boga i Narodu, w imię służby i poświęcenia dla bliźnich ”.
„Dzisiaj potrzeba nam wierności! Wierności zarówno naszemu
duchowi narodowemu, jak i Ewangelii Chrystusowej.
Potrzeba nam sumiennego wypełniania obowiązków,
które płyną z odpowiedzialności za Naród i chrześcijańską Ojczyznę. I dlatego
wzmacniamy naszego ducha ślubami i przyrzeczeniami, aby wytrwać”.
„Wyrzeczenie się siebie i
wzajemne poszanowanie.
Cnoty te muszą poprawić w nas
przerosty indywidualizmu i egocentryzmu, muszą wyrobić w nas zmysł społeczny
współpracy i współdziałania. Jest to możliwe wtedy, gdy wzrośnie wśród nas
wzajemny szacunek jednych do drugich.
A nigdy nie czekajmy na to, kto
zacznie. Sami pierwsi zaczynajmy. I płaćmy chlebem za każdy kamień.
Odpowiadajmy dobrym słowem na
każdą brutalność, ordynarność, wyzwisko, brak szacunku”.
„Miłość i sprawiedliwość
społeczna.
Są to cnoty, o których Kościół
pierwszy zaczął mówić na tym świecie. I to za przykładem Chrystusa, który
miłość ustanowił jako pierwsze i największe prawo; a zarazem nakazał, by
sprawiedliwość nasza obfitowała więcej i więcej.
Nie zrażajmy się tym, że słowa
te przybladły. Czynem dnia każdego przywróćmy im żywotne rumieńce. Któż to ma
zrobić pierwszy, jeśli nie my, katolicy w Ojczyźnie naszej, która od tysiąca
lat słyszy je z tylu ambon świątyń polskich?”
„Bój z naszymi wadami narodowymi
i zdobywanie cnót nazwaliśmy bojem najświętszym i najcięższym. Bo to jest bój z
samym sobą. Nie trzeba szukać zbyt daleko pola walki: jest ono w naszym sercu,
myślach i woli. Łatwo jest zwalczać nieprzyjaciół, ale siebie pokonać? A
przecież największym bohaterem jest ten, kto siebie, a nie innych zwalczył.
Zwycięstwo nad innymi może być
często początkiem klęski. Zwycięstwo nad sobą jest zawsze początkiem chwały. Na
ziemi i w niebie!
Potrzeba nam tu szczególnie
pomocy Boga i Kościoła świętego. Bóg ukazuje swego Syna, który zwyciężył grzech
i śmierć. A Kościół głosi nam chwałę Tej, która starła głowę węża.
‘Podnieście więc głowy wasze,
albowiem już zbliża się zbawienie wasze’.
Przyłóżmy rękę do pługa i
wołajmy o wielkie zmartwychwstanie Narodu z jego wad i nałogów.
‘Prowadź nas Maryjo, poprzez
poddaną Ci ziemię polską, do bram Ojczyzny Niebieskiej. A na progu nowego życia
sama okaż nam Jezusa, błogosławiony Owoc żywota Twego’. Amen.
*
„Będziemy pracować nad tym, aby Naród cały był skupiony i zespolony w życiu
rodzinnym. Zwarta rodzina jest podstawą budowania społecznego Narodu. ‘Rodzina
rodzin – Naród’, powstaje z tych rodzin. Jakie będą rodziny, taki będzie i
Naród. Gdy rodziny będą zwarte, wierne, nierozerwalne – Narodu nikt nie
zniszczy.
Będziemy pracować nad tym, aby w rodzinach polskich wychowanie było Boże, aby
dzieci nasze zdobywały cnoty, bez których nie da się utrzymać życia społecznego
w pokoju; byśmy wyzbyli się wad i nałogów, które są tak ciężką męką naszego
współczesnego życia, a które mogą doprowadzić do całkowitego rozprężenia i
anarchii naszego życia publicznego i społecznego.
Pragniemy pracować nad tym, ażeby Polska przez sprawiedliwość i miłość
społeczną doszła do tego, by wśród nas nie było głodnych, nagich ani
bezdomnych; byśmy umieli się chętnie i ochotnie dzielić chlebem naszym
powszednim”.
*
„Ogromny program pracy, zawarty w Jasnogórskich Ślubach, nie tylko w górach
jest zrodzony, ale w górę prowadzi. Każe nam podnieść ducha i serce wzwyż,
czoło otrzeć o szczyty i spojrzeć w słońce Boże. Już dość mamy pełzania po
nizinach...
Mamy przecież podnieść całą Polskę wzwyż! Mamy mówić sobie wzajemnie: rodzinom, mężom i żonom, córkom i synom, młodzieży i dziatwie: ‘w górę
serca!’
Musimy mówić naszemu Narodowi, Państwu i tym, co nim rządzą: sursum corda!
Miłujcie! Jeszcze więcej miłujcie! Jeszcze bardziej miłujcie! Uczcie się
miłować! W górę serca!”
*
„Każdy, kto chce władać Państwem, Narodem, Kościołem czy Rodziną, musi
naprzód nauczyć się władać sobą.
Każdy, kto chce, by Naród był pracowity, sam musi być pracowity.
Każdy, kto chce, by Naród był mądry, musi zabiegać o mądrość....
Człowiek bez pokoju, nikomu pokoju nie da.
Człowiek bez miłości, miłości nie udzieli.
Człowiek bez mądrości, nikomu jej nie przekaże.
Człowiek niecierpliwy nie zaprowadzi wokół siebie równowagi i ładu.”
*
„Wśród rodziny narodów Polska jest narodem szczególnym i najbardziej chyba
zwartym narodowo i religijnie. Nie ma
bodajże narodu, przynajmniej na kontynencie europejskim, który w tak ogromnym
procencie – 90-95% - któż to ustali? – ufa Krzyżowi, Ewangelii i jest
prowadzony przez Kościół.
Jesteśmy zarazem najbardziej zwarci i jednolici narodowo, dziejowo,
kulturalnie, językowo, moralnie i religijnie...
Chociaż jeździmy za granicę na studia, w Polsce mogą się inne narody wiele
nauczyć.
Podziwiają one naszą cierpliwość, spokój, dojrzałość polityczną, naszą
pracowitość, religijność, wierność Bogu, nasze umiłowanie wolności i pokoju.
Są to wielkie walory i wielkie moce Narodu tak dziwnego, biednego, a jednak
żywiącego swym chlebem wszystkich głodnych;
tak ubogiego, a jednak o bogatym sercu;
zda się tak nieszczęśliwego, a jednak pełnego radości.
W Polsce nawet przez łzy i ból śmieją się oczy naszych dzieci, matek, cór i
synów.
W Polsce nawet w obliczu śmierci dusza jest jasna, bo wie, że idzie w
ramiona Ojca Najlepszego, który jest Bogiem żywych, a nie umarłych.
Mogą się inni wiele od nas nauczyć”.
*
„Wyrabiają się w nas cnoty, których może inne narody, rozleniwiałe,
wygodnickie, bogate, zasobne, często zepsute i zmaterializowane, czujące się
bezpiecznie – nie posiadają.
Można oglądać narody bardzo bogate, których rodziny są zepsute przez
dobrobyt i zasobność...
Trzeba wracać do prostoty, do powietrza, do słońca, do czystości ducha i
obyczajów, do trzeźwości, umiaru i opanowania siebie i swych złych skłonności.
‘Trzeźwymi bądźcie i czuwajcie’ – upomina Apostoł.
Trzeba nieustannie Narodowi te prawdy przypominać, a zwłaszcza Narodowi,
który rozpoczął swą wielką drogę wzwyż, ku Tysiącleciu.
Oto program zawarty w Jasnogórskich Ślubach. W górach się zrodził i w góry
wysokie prowadzi.
Woła teraz do Was wszystkich naszym wezwaniem:
W górę serca!
Kto ma uszy ku słuchaniu, niech słucha!
Kto może pojąć, niech pojmuje!”
(Zakopane, 1957)
„Jesteśmy Narodem młodym i musimy mieć ambicję młodości! Musimy pragnąć
takiego wrośnięcia w ziemię polską, iżby nas stąd żadna burza nie wymiotła.
Przeciwnie, by ta ‘stara miłość, która nie rdzewieje’, a którą mamy do
prapolskiej ziemi, zabarwiła się nowymi rumieńcami i nauczyła nas pogodnie,
spokojnie i ufnie patrzeć w przyszłość Polski”
(Szczecin, 1957)
„Wy dobrze wiecie, że w czasach trudnych i przełomowych dla Narodu
mobilizuje się wszystkie siły. Widać to było zwłaszcza w dniach Powstania
Warszawskiego. Pozostanie ono, bez względu na późniejszą ocenę historyków,
najwspanialszym świadectwem woli i prawa do życia Narodu.
Było potężnym zrywem, który za wszelką cenę, nawet za cenę zniszczenia
Stolicy, bo ona nie jest całym Narodem,
nawet za cenę krwi najlepszej młodzieży, bo to nie jest jeszcze cały Naród,
pragnie zaświadczyć w obliczu świata, że Polska chce żyć, że Polska ma
prawo żyć, że Polska ma prawo do wolności.
W tym zrywie tak bohaterskim, wspaniałym, tak niepamiętnym na dobro
osobiste, brał udział cały Naród”.
(W-wa, 1958)
„Kościół w Polsce wierzy w przyszłość Narodu. Wierzy! Kościół w Polsce jest
przekonany, że ten Naród nie będzie wymazany z ziemi żyjących”.
(W-wa, 1958)
(Z Komentarza do Ślubów
Jasnogórskich)
I dziś trzeba wytężyć nasz słuch ku najlepszym drgnieniom serc polskich i
ku szlachetnym pragnieniom, które nami wstrząsają. Trzeba przyłożyć rekę do
pługa ojczystego i tak orać zagon polski, by nie zabrakło na nim chleba dla
nikogo, co na tej ziemi otworzył swe oczy na słońce Boże.
Naród posiada i dziś w sobie, pomimo wad
i nabytków ciężkiej drogi, wiele szlachetności.
Musimy mieć do tych wartości zaufanie.
Nie chciejmy posądzać się wzajemnie o złe zamiary, o wrogość klasową, gdyż
jest to przeciwne całej duchowości Polaka.
Zawsze jeszcze chętniej dajemy niż bierzemy. Zawsze jeszcze musimy
opanowywać gościnność i hojność. Zawsze jeszcze obcy jest nam duch chciwości
kapitalistycznej i wyzysku, zawsze natomiast mamy dłoń, kieszeń i serce
szerzej, niż na to pozwalają nasze możliwości gospodarcze.
Z takim Narodem można bez wielkiego trudu zrobić wiele dla sprawiedliwości
i pokoju społecznego.
Mamy za sobą tysiąc lat wychowania katolickiego. Zapewne, że wychowanie to
nie dało owoców, które mogłoby dać, gdyby nie ludzka ułomność. Ale nie wolno
nie doceniać pracy, która poprawiła nasze właściwości narodowe, uwrażliwiła
sumienia, zacieśniła dłonie, zbliżyła ludzi, umiała otworzyć kieszenie możnych
dla ubogich.
Gdybyśmy dobrze poznali drogi wielkiego wpływu Kościoła na duszę Narodu,
zrozumielibyśmy, jak ogromny i pozytywny jest jego wkład.
A jeśli nieraz słyszymy, że Kościół nie zrobił wiele, to czyż nie dlatego,
że właśnie krytycy Kościoła opierali się jego wpływowi? A może i dlatego, że
nie wszystko należało do Kościoła, który nie jest na tej ziemi dzielnikiem dóbr
braci naszych.
Trzeba więc być sprawiedliwym, a część win składanych na Kościół przejąć na
siebie.
Mamy w dłoniach Ewangelię miłości i pokoju. To Kościół święty włożył ją nam
w dłonie i serca! Jest to jego największa zasługa.
I dziś każdemu, kto tylko chce słuchać, Kościół ciągle powtarza:
„Będziesz miłował Pana Boga twego ... będziesz miłował bliźniego twego ...”
(Mt, 22,34.46).
Na tych dwojgu przykazaniach opiera się cały Zakon i Prorocy, cały porządek
prawny i społeczny naszych czasów i przyszłych wieków.
„Podwójne to przykazanie – mówi św. Augustyn – ale jedna miłość”. Z tej
miłości czerpiemy siłę do takiego miłowania ludzi, by im służyć z pełną
roztropnością, sprawiedliwością, umiarkowaniem i męstwem. Dotychczas nie ukazał
się żaden doskonalszy manifest sprawiedliwości, który bardziej oddawałby
człowieka człowiekowi, serce sercu, dłoń dłoni.
Kościół nieustannie budzi sumienia i
jednoczy wszystkie warstwy społeczne. Jesteśmy w tym szczęśliwym położeniu, że
Naród w swej całkowitej niemal liczbie wierzy w Boga i zachowuje szacunek dla
Kościoła. Łatwo więc użyć tej siły do pogłębienia w Narodzie ducha miłości
czynnej i sprawiedliwości oraz osiągnąć rodzący się ze sprawiedliwości pokój. A
Kościół nie przestaje nas pouczać.
Każdy zaś, kto tych nauk słucha, wie dobrze, że odpowiadają one w pełni
naszemu poczuciu sprawiedliwości i miłości.
A więc wsłuchujmy się wnikliwie w tęsknoty zdrowego ducha Narodu i
trzymajmy się wiernie drogi Chrystusa, który jest w świecie Słońcem
Sprawiedliwości.
Przyrzekliśmy pracować nad tym, „Aby w Ojczyźnie naszej wszystkie dzieci
Narodu żyły w miłości i sprawiedliwości, w zgodzie i pokoju; aby wśród nas nie
było nienawiści, przemocy i wyzysku”...
Wszędzie więc, gdzie ludzie trudzą się nad podniesieniem ładu społecznego i
wydajności życia gospodarczego, gdzie czynią to w duchu miłości i
sprawiedliwości, muszą stanąć dzieci Kościoła i
Narodu, aby wesprzeć każdy rozumny wysiłek.
Na pewno odpowiada on woli Stwórcy i myśli Kościoła.
Kościół zobowiązuje nas do wydajnej pracy, uczy nas pracowitości, zwalcza w
nas lenistwo, zachęca do oszczędności, aby zabezpieczyć byt rodzinie i mieć z
czego pomagać potrzebującym.
Dla otrzymania ładu społecznego i podniesienia wydajności gospodarczej,
Kościół broni własności prywatnej. Jednocześnie jednak głosi, że chociaż
‘posiadanie jest prywatne, to jednak użytkowanie jest wspólne.
Z owoców naszej własności i pracy musimy ochotnie dzielić się ze
wszystkimi, którzy nie są w stanie sami zaradzić swoim potrzebom.
Ten obowiązek idzie tak daleko, że dotyczy nie tylko pracowników od nas
zależnych, ale wszystkich ludzi, pozostających w niedostatku, nędzy i głodzie,
wszystkich bezdomnych i nagich.
Kościół wpaja w nas obowiązek pełnienia uczynków sprawiedliwości i
miłosierdzia co do duszy i co do ciała...
Trzeba być sprawiedliwym i widzieć to jako wielki wkład Kościoła w życie
społeczne.
***
Nieśmiało mówimy: pragniemy człowieka, któryby ... miłował. Czekamy na
człowieka, który umiałby ... kochać.
Takiemu uwierzymy! Za takim pójdziemy! On nas pozyska!
Jesteśmy tak przerażeni dziełami nienawiści i zapowiedzią nowych jej
owoców, które płyną z zaprogramowanej nienawiści, że pragniemy już tylko, aby
człowiek umiał kochać!
Aby umiał zwyciężać przez miłość!
Jeżeli nas zdobędzie wielki człowiek, to tylko taki, który będzie miał
wielką miłość.
Gdy zamiast miłości będzie miał nienawiść równie wielką jak on, to może
zmilkniemy przed nim, jak zamilknął ongiś świat przed Aleksandrem Macedońskim,
przed Augustem, przed Attylą, przed Napoleonem, przed Hitlerem, ale za nim nie
pójdziemy!
Dlaczego świat zamilknął?
Bo świat wierzy, że człowiek minie, a ludzkość zostanie. I może przyjdzie
inny człowiek, który będzie umiał kochać.
Na takiego poczekamy!
Mamy czas, bo jakkolwiek jesteśmy ludzkością, która się składa z
umierających, to jednakże ludzkość nie umiera, tylko ludzie umierają.
Ludzkość poczeka. Podejmie nowe próby i będzie wołać: „Spuśćcie rosę
niebiosa, a obłoki niech ześlą z dżdżem Sprawiedliwego”. – Poczekamy!
Świat tak bardzo pragnie ludzi, którzy umieliby miłować, że cierpliwie
poczeka...
Pytali Chrystusa faryzeusze i doktorowie zakonni: „Które jest największe i
najpierwsze prawo?” – Znali się przecież na prawie, umieli nawet stworzyć z
niego udrekę, jak mówi psalmista.
Często z ludźmi tak się dzieje, że „vexationem creant sub specie legis”,
pod postacią prawa tworzą udrekę dla człowieka. Nawet z prawa ludzie umieją
zrobić udrękę dla człowieka, brata swego.
Znający się więc na prawie faryzeusze pytali Chrystusa: które jest
największe i najpierwsze prawo?
Największe i najpierwsze prawo? – Będziesz miłował!
Będziesz miłował Boga i ludzi! A wszystko inne może się stać śmieciem:
kodeksy i zbiory, encyklopedie prawnicze i potężne biblioteki, foliały i
księgi!
To wszystko jest śmieć, jeżeli w tym nie ma miłości!
Ludzkość jękiem niemowląt, tęsknotą matek i wołaniem mężów krzyczy o jedno
tylko prawo, o prawo miłości.
Kochajcie nas! – wołają wszyscy do wszystkich.
Tak woła żona do męża, dziecko do matki, pracownik do zwierzchnika, naród
do władców, którzy nim rządzą, wszystkie państwa zebrane w ONZ do całego
świata: Kochajcie nas!
A więc – prawo miłości.
Właściwie my wszyscy na to tylko czekamy. Każdą rewolucję przyjmujemy z
nadzieją, że może to właśnie ona umocni i ugruntuje prawo miłości. Zapowiada
je, ale często wyrzeka się Tego, który jest Źródłem miłości, i pomimo
najlepszej woli zazwyczaj braknie jej sił, by dać człowiekowi miłość.
Przeglądajmy dzieje rewolucji. Niedawno w naszej prasie wychwalano
rewolucję francuską. Na ogół wszyscy uczyliśmy się historii, może nawet
zwiedzaliśmy Muzeum Rewolucyjne w Paryżu, bo jest takie i warto tam zajrzeć,
bardzo pouczające.
Rychło się przekonamy, że przerażenie wypędza stamtąd człowieka, gdy
przejdzie kilkanaście sal. I ja stamtąd uciekłem, tak potworne, tak nieludzkie,
tak oskarżające są owoce rewolucji, którą prasa nasza niedawno wychwalała.
To jeszcze nie to, to napewno jeszcze nie to!
Ludzkość poczeka. Bo ludzkość nie umiera.
Człowiek, który ma przyjść i na którego czekamy, musi miłować Boga i ludzi.
Takiego posłuchamy!
Ale jeśli jako zdobycz społeczną da nam nienawiść, powiemy mu: to już bylo!
Znamy te owoce, nie chcemy tego!
Pragniemy czegoś więcej, pragniemy tego, co człowiekowi przynosi właściwą
godność i co czyni człowiekiem.
I jeszcze jedno: Prawda.
Pragniemy, aby ten człowiek nie tylko umiał miłować, ale był w prawdzie.
Aby prawdę głosił, aby miał odwagę prawdę powiedzieć, aby się prawdą kierował i
prawdą żył...
Św. Paweł zachęca: „Mówcie prawdę jedni drugim, bo jesteście braćmi między
sobą”. Dlatego właśnie, że braćmi jesteście, nie kłamcie i nie oszukujcie się
wzajemnie.
Prawda we współżyciu społecznym: jaki to olbrzymi rozdział!
A my tak pragniemy nawet najbardziej bolesnej prawdy, ale prawdy! Umieliśmy
potępić kłamstwo, które nas wiele kosztowało. Ale najbardziej nawet misterne
kłamstwo nie zdobywa, nie zjednuje, nie przekonywa, owszem przeraża i
odwraca...
Na tym się nic nie zbuduje.
Zdaje się, że ludzkość, która nie umiera, przerażona dziś odgłosami
płynącymi z prasy całego świata woła jak niewolnicy do tych, od których losy
świata zależą: mówcie nam prawdę, bośmy braćmi waszymi. Jako bracia mamy prawo
do prawdy!
Jak bardzo komplikuje się życie społeczne przez kłamstwo, przez zwyczaj
kłamstwa i przez ducha kłamstwa.
Mogą przyjść trudne chwile, w których prawda będzie bardzo potrzebna, ale
wówczas ludzie przyzwyczajeni do kłamstwa pomyślą: a może i to jest kłamstwem?
I zamiast uwierzyć temu, co naprawdę jest prawdą zdolną ich uratować, opuszczą
ręce: tyle kłamstw już było, zapewne i to jest kłamstwem!
To, co mogłoby być ratunkiem, będzie zlekceważone dlatego tylko, że ludzie
przyzwyczaili się do faktu okłamywania.
Szukamy człowieka i czekamy na człowieka, który miałby odwagę mówić prawdę
i przestał nas okłamywać.
I na takiego człowieka czekamy, który miałby ducha sprawiedliwości. Mógłby
o niej nie mówić, byleby czynił uczynki sprawiedliwe...
Pomyślcie, sto lat męczy się ludzkość pod hasłem: „Sprawiedliwość dla mas!”
Jest w ludziach wciąż nienasycony głód sprawiedliwości. Ma go cała
ludzkość, i ludzkość czeka na takich, którzy zdolni byliby jej dać nie słowa,
nie deklaracje, nie programy, nie manifestacje, nie tasiemce mów, ale
sprawiedliwość braterską dla wszystkich bez wyjątku!
Ludzkość tęskni, aby już nie było gwałtu, przemocy i tej straszliwej siły,
która opiera się tylko na gwałcie i przemocy.
O, jak wiele tego jest jeszcze w całym świecie, we wszystkich bez wyjątku
narodach! Wszędzie jest jeszcze straszliwa męka ludzi i jakaś potworna udręka
na codzień.
Musi przyjść prawdziwy czlowiek – ecce
homo – który byłby zdolny dać ludziom, głodnym sprawiedliwości, pełną jej
miarę. O, jak jeszcze do tego daleko! Ale poczekamy, ludzkość poczeka! Ludzie
wprawdzie umierają, ale ludzkość trwa. Ponowione będą próby raz i wtóry, może
się któraś uda, może ukaże się światu człowiek sprawiedliwy, jak na Krzyżu
Człowiek Sprawiedliwy płacił Bogu Ojcu własną Krwią za winy swych braci.
Może ukaże się taki!
Może przyjdzie czas zrozumienia, że nie cudzą krwią się płaci i zaprowadza
sprawiedliwość, tylko własną krwią i ofiarą, własnym wyrzeczeniem się i
poświęceniem.
Przyjdą czasy wyrzeczenia się siebie.
Czekamy na takiego czlowieka!
Czekamy na takich ludzi!
Takim uwierzymy i za nimi pójdziemy!
Pragniemy, aby ten nowy człowiek miał w sobie ducha poszanowania braci.
Drodzy moi! Jakże ważną jest rzeczą, aby pokazał się taki człowiek, który
będzie umiał szanować ludzi od siebie zależnych!
O, Najmilsi, może Bóg da, że przyjdą takie czasy, kiedy się przyjmie
obyczaj umocniony przez Chrystusa. Kiedy brat będzie pamiętał, że jego brat
jest też człowiekiem...
Oby się pokazał na świecie
człowiek, który będzie miłować, który będzie w prawdzie i w sprawiedliwości,
który będzie umiał wyrzekać się siebie, szanować braci i umacniać ducha pokoju.
Rozmieńcie
to, Najmilsi, na drobne codziennego waszego życia i współżycia. Od tego zależy
cały postęp społeczny. Jeżeli tego nie uczynimy, to największe nawet przewroty
i przemiany niczego nie dadzą.
Zmieniają się ustroje i programy,
a ludzie są tacy sami i po dawnemu ujawniają w codziennym swym życiu wszystkie
wady. Przez to największe reformy idą na marne.
(Warszawa, 25.09.1961)
Jako Naród mamy wiele cech dziecięcych. Temperament, psychika, a nawet wady
narodowe Polaków są dziecięce: pogoda, dobroć, dobroduszność, gościnność,
radość, dowcip – ale i lekkomyślność, brak odpowiedzialności, brak wytrwałości,
zapał słomiany, brak konsekwencji.
To są wszystko cechy dziecka. Wady nasze mogłyby być groźne, gdybyśmy nie
mieli instynktu dziecięcego – ucieczki do Matki.
Często się słyszy zdania krytykujące polską pobożność maryjną, że jest
płytka, niekonsekwentna, uczuciowa i nastrojowa, że nie przeobraża życia.
Wiele jest w tym prawdy, ale nie należy stąd wyciągać błędnego wniosku, że
powinniśmy być mniej maryjni...
Przeciwnie, musimy być więcej maryjni, głębiej maryjni, dojrzalej maryjni.
Nie trzeba umniejszać naszego kultu maryjnego, należy go tylko poprawić,
pogłębić i ożywić, to znaczy uczynić życiem. Jest
on najbardziej twórczą potęgą duszy polskiej. Z tą potegą musimy się policzyć,
nie omijać jej, ale dostrzec, pochwycić, dobrze ustawić, pogłębić i wykorzystać
dla dobra Kościoła i Narodu.
Nie bójmy się, że Maryja przesłoni nam Chrystusa. Ona jest po to, aby do
Niego prowadzić...
Do tej pory przywykliśmy u Niej szukać pomocy. Jest to i nadal konieczne...
Zamiast oczekiwać tylko od Niej pomocy dla siebie, musimy zgłosić się Jej
do pomocy, do wspomagania Jej misji w Narodzie polskim i w Kościele.
(Jasna Góra, 11.05.1959)
A w dniu 3 maja 1966 roku na
Jasnej Górze, w ramach obchodów Tysiąclecia Chrztu Polski, ks. Prymas Wyszyński
w imieniu całego Episkopatu Polski odczytał:
Millenijny Akt Oddania Polski
w macierzyńską niewolę Maryi,
Matki Kościoła,
za wolność Kościoła Chrystusowego
Ojcze nasz, któryś jest w niebie, Ojcze
Pana naszego Jezusa Chrystusa, którego dałeś światu, za sprawą Ducha Świętego,
przez Maryję Służebnicę Twoją, Bogurodzicę Dziewicę, Matkę Boga i Kościoła!
Ojcze wszystkich Dzieci Bożych,
wszystkich narodów i ludów, od którego wszelkie ojcostwo pochodzi na niebie i
na ziemi! Wołamy dziś do Ciebie, przez Pana Naszego Jezusa Chrystusa,
Pośrednika między Niebem a ziemią, przez przyczynę Matki Chrystusowej i naszej
Matki, i przez wstawiennictwo wszystkich świętych Patronów polskich.
Z
błogosławionej woli Twojego Syna dotarli do naszej ziemi przed tysiącem lat
Apostołowie Dobrej Nowiny, ustawili Krzyż - Znak Zbawienia i nadziei, i rozpoczęli
chrzcić praojców w Imię Trójcy Świętej. Od tej chwili źródło wody żywej
nieustannie spływa na głowy i serca dzieci Narodu polskiego. Zostaliśmy
włączeni do wielkiej Rodziny Kościoła, Mistycznego Ciała Chrystusa. Przenikani
duchem Wiary, Nadziei i Miłości, przyjmując ziarno Boże w serca nasze,
przynosiliśmy owoc w cierpliwości. Przez dziesięć wieków pozostaliśmy, jako
Naród ochrzczony, wierni Tobie, Twojemu Synowi, Jego Krzyżowi i Ewangelii,
Kościołowi świętemu i Jego Pasterzom.
Dziś, po
zakończeniu rachunku sumienia w dziewięcioletniej Nowennie, która przygotowała
nas do Tysiąclecia, po odnowieniu przyrzeczeń Chrztu świętego, obecnym
"Roku Wielkiego 'Te Deum' Narodu polskiego" wołamy do Ciebie z
wdzięcznością: "Błogosławiona niech będzie Święta Trójca i nierozerwalna
Jedność. Uwielbiajmy Ją, gdyż okazała nad nami Miłosierdzie swoje".
W tysiączną
rocznicę Chrztu Polski, powodowani uczuciem wdzięczności za powołanie naszego
Narodu do nadprzyrodzonej Rodziny Chrystusowej, przyzywamy przez Twój Tron,
Ojcze, wszystkie pokolenia, które przeszły w znaku Wiary przez polską ziemię do
Twojego nieba, jak również i te, które radują się obecnie z daru Życia na
polskiej ziemi.
Pragniemy
dziś społem ubezpieczyć Kościół święty na drugie Tysiąclecie, a nienaruszony
skarb Wiary przekazać nadchodzącym pokoleniom młodej Polski. Uczynimy to w
niezawodnych dłoniach Matki Najświętszej, których opieki i pomocy
doświadczyliśmy przez dzieje. Pełni wdzięczności za Matkę Chrystusową, którą
Syn Twój dał Kościołowi świętemu, wspominamy Jej krzepiącą obecność w dziejach
Kościoła w świecie i w Ojczyźnie naszej. Ona jedna wytrwała pod Krzyżem
Chrystusa na Kalwarii, a dziś trwa w misterium Chrystusa i Kościoła. Ona zawsze
trwała pod krzyżem naszego Narodu. Wspominając z wdzięcznością Jej macierzyńską
opiekę nad dziećmi polskiej ziemi, którą za Jej Królestwo uważamy, świadomi, że
dzięki Niej została uratowana Wiara Narodu, pragniemy, Ojcze, w Twoim obliczu
oddać Jej całkowicie umiłowaną Ojczyznę naszą, na nowe Tysiąclecie Wiary, za
Kościół Twojego Syna.
Bogurodzico
Dziewico, Matko Kościoła, Królowo Polski i Pani nasza Jasnogórska, dana nam
jako pomoc ku obronie Narodu polskiego! W obliczu Boga w Trójcy Świętej
Jedynego, w głębokim zjednoczeniu z Głową Kościoła rzymskokatolickiego, Ojcem
Świętym Pawłem VI, my, Prymas i Biskupi polscy, zebrani u stóp Twego
Jasnogórskiego Tronu, otoczeni przedstawicielami całego wierzącego Narodu -
Duchowieństwa i Ludu Bożego diecezji i parafii, w łączności z Polonią świata,
oddajemy dziś ufnym sercem w Twą wieczystą, macierzyńską niewolę miłości
wszystkie Dzieci Boże ochrzczonego Narodu i wszystko, co Polskę stanowi, za
wolność Kościoła w świecie i w Ojczyźnie naszej, ku rozszerzaniu się Królestwa
Chrystusowego na ziemi. Oddajemy więc Tobie w niewolę miłości za Kościół całą
Polskę, umiłowaną Ojczyznę naszą, cały Naród polski, żyjący w Kraju i poza jego
granicami.
Odtąd,
Najlepsza Matko i nasza Królowo Polski, uważaj nas Polaków jako Naród za
całkowitą własność Twoją, za narzędzie w Twych dłoniach na rzecz Kościoła
świętego, któremu zawdzięczamy światło Wiary, moce Krzyża, jedność duchową i
pokój Boży. Czyń z nami, co chcesz! Pragniemy wykonać wszystko, czego zażądasz,
byleby tylko Polska po wszystkie wieki zachowała nieskażony skarb Wiary
świętej, a Kościół w Ojczyźnie naszej cieszył się należną mu wolnością;
bylebyśmy z Tobą i przez Ciebie, Matko Kościoła i Dziewico Wspomożycielko,
stawali się prawdziwą pomocą Kościoła Powszechnego - ku budowaniu Ciała
Chrystusowego na ziemi! Dla tego celu pragniemy odtąd żyć, jako Naród
katolicki, przez pracę ku chwale Bożej i dla dobra Ojczyzny doczesnej. Oddani
Tobie w niewolę, pragniemy czynić w naszym życiu osobistym, rodzinnym,
społecznym i narodowym, nie wolę własną, ale wolę Twoją i Twojego Syna, która
jest samą miłością.
Oddając się
Tobie za Kościół, który jest żyjącym i obecnym w świecie współczesnym
Chrystusem, wierzymy, że przez Twoje ręce oddajemy się w niewolę samemu
Chrystusowi i Jego sprawie na ziemi.
Ufamy, że
tym aktem głębokiej wiary i ufności wyjednamy Kościołowi świętemu wolność, a
Ojczyźnie naszej Twą macierzyńską opiekę na nowe Wiary Tysiąclecie, Panno
Chwalebna i Błogosławiona. Przyjmij naszą ufność, umocnij ją w sercach naszych
i złóż przed Obliczem Boga w Trójcy Świętej Jedynego.
Amen.
(Jasna Góra, 3 maja
1966 r.,
w uroczystość Królowej Polski)
w uroczystość Królowej Polski)
„Zakończę swoje
rozważania pokorną prośbą, która jest czytana
w dzisiejszej liturgii Słowa, zaczerpniętej z Księgi Proroctwa Izajasza,
rozd. 62. Słowa te są zarazem apelem do Was i przypomnieniem mojego obowiązku:
„Przez wzgląd na Syjon nie umilknę, przez wzgląd na Jerozolimę nie spocznę,
dopóki jej sprawiedliwość nie błyśnie jak zorza i zbawienie jej nie zapłonie
jak pochodnia. Wówczas narody ujrzą twą sprawiedliwość i chwałę twoją wszyscy
królowie. I nazwą cię nowym imieniem, które usta Pana oznaczą. Będziesz prześliczną
koroną w rękach Pana, królewskim diademem w dłoni twego Boga. Nie będą więcej
mówić o tobie ‘Porzucona’, o krainie twej już nie powiedzą ‘Spustoszona’.
Raczej cię nazwą ‘Moje w niej upodobanie’, a krainę twoją ‘Poślubiona’.
Albowiem spodobałaś się Panu i twoja kraina otrzyma męża. Bo jak młodzieniec
poślubia dziewicę, tak twój Budowniczy ciebie poślubi i jak oblubieniec weseli
się z oblubienicy, tak Bóg twój tobą się rozraduje” ... moja Ojczyzno...”
(Warszawa, Kościół Św. Krzyża, 20.I.1974)
„Nieraz mówi się: ‘Niech
katolicy dadzą spokój ludziom niewierzącym’. My w tym kierunku czynimy co
możemy – świadczy o tym cały ruch ekumeniczny. Ale prosimy: Niech raczej
niewierzący dadzą święty spokój wierzącym. Idzie o to, aby swojej władzy nie
nadużywali dla propagowania własnej niewiary, a człowiek wierzący nie ucierpiał
z tytułu swej wiary, gdy stanie przed niewierzącym.
Postęp nie jest i nie może być
przywilejem niewiary – jak nieraz się głosi. Nadużyto tego wyrazu, określając
wszystko co łączy się z niewiarą jako postępowe, natomiast wierność Bogu,
Chrystusowi i Kościołowi – ma być przejawem uwstecznienia.
Przeżyliśmy już raz szaloną
pychę niewierzących ignorantów, którzy uważali, że mają monopol na postęp i
postępowość. Trzeba jasno powiedzieć, że niewiara nie daje patentu kwalifikacji
do mądrości i władzy. Oczekujemy więc, aby zaniechano wreszcie wszelkiej formy
dyskryminacji w imię niewiary wobec ludzi, których wiarę rozpoznano, aby nie
ośmieszano ludzi wierzących, nie zamykano im drogi do awansu społecznego,
zawodowego i politycznego...
Stojąc na stanowisku uszanowania
ludzkiego sumienia, choćby błędnego, obywatele wierzący mają prawo oczekiwać
dla siebie poszanowania ich przekonań, ich wiary i Kościoła, którego
dziesięciowiekowe zasługi w Ojczyźnie są faktycznie i historycznie – bezsporne.
Mają prawo do spokojnego życia religijnego w Ojczyźnie na wszystkich stopniach,
w rodzinie, w społeczności zawodowej, kulturalnej i politycznej”.
(Warszawa, Kościół św. Krzyża, 27.I.1974)
„Już ongiś naszym
praojcom wypowiadał swoje ubolewania kaznodzieja narodowy, Piotr Skarga. Gdy
okręt tonie, nie pora myśleć o własnych węzełkach, by je ratować.
Tak widział ówczesną
rzeczywistość Skarga. Może dzisiaj sytuacja nie jest tak tragiczna, niemniej
jednak ogromnie ważną jest rzeczą nasza dojrzałość narodowa i obywatelska. A to
wymaga, abyśmy mieli poczucie odpowiedzialności nie tylko za własne sprawy, ale
za cały Naród.
Pamiętajmy, z jakim trudem, po
125 latach niewoli, odzyskaliśmy wolność. A gdy wiele czasu poświęciliśmy na
spory i kłótnie domowe, wtedy ponownie zagroziło nam i naszej wolności wielkie
niebezpieczeństwo. Naród się poderwał, rzucił się na kolana, stanął do obrony
swych podstawowych praw.
Opatrzność Boża doświadczyła
naszej wierności, Matka Najświętsza przyszła ku obronie Narodu polskiego.
Pracowaliśmy nadal – nie zawsze zgodnie z prawem Bożym – i przyszło nowe
doświadczenie, jakże bolesne, jakże oczyszczające...
Widocznie Bóg ma swoje zamiary,
abyśmy Jemu wiernie i godziwie służyli. Dlatego dopuszcza doświadczenia, abyśmy
lepiej doceniali dar wolności, i byśmy czas wolności starannie okupywali,
rzetelnie, uczciwie i ofiarnie pracując”.
*
„Przycinając wybujałe konary, które nie
podobały się ludziom, niekiedy osłabiono pień samego drzewa. A stało się to
szczególnie przez propagowaną ateizację, która podrywała więź i siłę kulturalną
milenijnego Narodu.
Ani to było potrzebne, ani
użyteczne, ani też nie łączyło się z doktryną, w imię której przebudowywano
społeczno-gospodarczy.
Ale przez ateizowanie dzieci i
młodzieży w szkołach, a nawet w życiu społecznym i publicznym, poderwano
zaufanie do ludzi, którzy może i mieli dobrą wolę, ale nie zrozumieli, że
pewnych wartości, na których opiera się Naród, mocami których żyje, naruszać
nie wolno”.
*
„To samo dotyczyłoby
propagowanej laicyzacji, czyli odzierania codzienności życiowej ze świętych
znamion. W ten sposób pozbawiono nasze życie moralne i społeczne tych właśnie
więzi, które łączą nasz Naród przez życie religijne, sakramentalne i przez cały
ład nadprzyrodzony, który to życie tworzy.
Stąd wniosek na przyszłość:
pozostawić Kościół i dać mu wolność w jego pracy. Bo on – jak powiedziano –
zawsze służył dobrze Narodowi, wypełniając swoje odwieczne przeznaczenia, mocą
których prowadzi nas – powiem słowami Ślubów Jasnogórskich – przez polską
ziemię do Bożego nieba.
I to jest jeden element, którego
dla pokoju społecznego, dla pomyślności i normalnego rozwoju życia narodowego i
państwowego, naruszać nie wolno”.
*
„Uświadomiliśmy sobie, że musi w
naszym życiu narodowym istnieć prymat rodziny. W tym prymacie rodziny, tak jak
w kołysce, najważniejszy jest prymat życia i obrony życia, gwarancja dla
rodzących się Polaków, że ukształtowani mocami Bożymi pod sercami swych matek,
będą mogli bezpiecznie w Ojczyźnie Polaków żyć, rozpocząć swoje dzieje,
rozwijać je, usłużyć Ojczyźnie i wrócić do Ojca Niebieskiego, z którego
wszelkie życie się wywodzi.
Jeżeli tak, jeżeli istnieje
prymat rodziny w społeczeństwie, jeżeli w rodzinie jest prymat życia, w takim
razie ekonomia narodowa, czyli gospodarka narodowa musi być poniekąd rodzinna.
To znaczy, całe życie nasze gospodarcze, cały nasz trud, codzienny wysiłek, czy
to na roli, czy w kopalniach, w fabrykach, warsztatach, czy na urzędach, w
szkołach i uczelniach akademickich, całe życie społeczne musi być ukierunkowane
ku rodzinie.
Ekonomia narodowa musi mieć na
uwadze zaspokajanie potrzeb rodzin ludzi ciężko pracujących”.
*
„A
jeśli coś jest dziś pilną i szczególną potrzebą – to z uwagi na zadania
macierzyńskie kobiety w rodzinie – obrona godności kobiety, matki, obrona
dziewczęcia i jej czystości, szacunek dla kobiety, bo ona służy rodzinie, służy
Ojczyźnie i nie może być znieważana, jak to, niestety, często bywało,
szczególnie w telewizji, gdzie pokazywało się mnóstwo filmów, sprowadzanych z
zagranicy za ciężkie dewizy, by demoralizować Naród i ośmieszać kobietę.
W Polsce kobieta ma ogromny
szacunek i należy ten szacunek zachować. Oczywiście, musi ona sama współdziałać
z tym, żeby obrona jej czci była łatwiejsza. Ale trzeba za wszelką cenę uniknąć
tego, co może demoralizować i rozkładać szacunek i miłość do naszych matek,
sióstr, do każdej kobiety, którą Bóg powołał, aby służyła na ziemi polskiej,
tej rodzicielce Narodu, jako rodzicielka rodziny domowej.
To jest pilne zadanie, bo
widzimy wzrost nieładu moralnego, gdy idzie o stosunek do kobiety i ocenę jej
miejsca w życiu rodzinnym, społecznym, zawodowym i narodowym.
Wszystko to musi być poddane
odnowie i rehabilitacji. Stanie się to nie na drodze ustaw, ale na drodze
waszej współpracy, Matki i Ojcowie, Dziewczęta i Młodzieńcy.
Tak umocni się ład życia
rodzinnego i domowego”.
*
„Nie jesteśmy Narodem młodym. Korzeń
naszego bytu narodowego i świadomości historycznej sięga dziesięciu wieków.
Dzisiejsze badania naukowe wskazują, że na tym terenie, na którym dziś żyjemy,
można dopatrzyć się elementów życia narodowego przynajmniej na trzy wieki
wcześniej. Ale to są spory historyczne.
Pewną jest rzeczą, że skoro od
wieków trwamy tutaj między Odrą, Wisłą i tak dalej... to jest to nasze miejsce.
Z tym miejscem łączą się nasze obowiązki wobec innych: ‘Czyńcie sobie ziemię
poddaną’. Z tym też miejscem związane są nasze prawa”.
*
„Mówi
się dzisiaj wśród uczonych, którzy zajmują się zagadnieniem praw
międzynarodowych, o tak zwanej równowadze politycznej w Europie. Znamienne
słowa powiedział pewien autor angielski, na którego powołuję się już drugi raz
w ostatnich dniach. Uważa on, że równowaga, nawet wśród państw współczesnych na
terenie Europy, została zakłócona przed dwoma wiekami, gdy dokonano rozbioru
Polski. Wtedy rozpoczęły się niedole Europy, nieustanne wojny i niepokoje.
Przywrócenie Polski i zespołu
narodów słowiańskich na właściwe miejsce, przywrócenie im wolności, stało się
początkiem odnowy i umacniania równowagi politycznej.
I to jest wielka prawda”.
*
„Polacy
są tutaj potrzebni, na tej ziemi, którą Opatrzność Boga, Ojca ludów i narodów,
wyznaczyła nam od wieków. Ale z tym łączy się nasza odpowiedzialność za to
miejsce, za jego należyte uporządkowanie, za owładnięcie go – ‘Czyńcie sobie
ziemię poddaną’ – i za jego owocowanie, zarówno w wymiarze domowym, jak i
międzynarodowym. Wtedy będzie równowaga polityczna...
Abyśmy jednak mogli wypełnić
swoje zadanie, niezbędna jest suwerenność narodowa, moralna, społeczna,
kulturalna i ekonomiczna!
Każdy naród pracuje przede wszystkim dla siebie, dla swoich dzieci, dla
swoich rodzin, pracuje dla swoich obywateli i dla własnej kultury społecznej. A
chociaż dzisiaj tak jest, że pełnej suwerenności między narodami powiązanymi różnymi
układami i blokami nie ma, to jednak są granice dla tych układów, granice
odpowiedzialności za własny naród, za jego prawa, a więc i za prawo do
suwerenności”.
*
„Któż z nas jest bez grzechu? Nie
oglądajmy się wokół na wszystkie strony. Zaglądajmy najpierw we własne
sumienie, dowiedzmy się, w czym my sami nie dopisujemy,
a wtedy zobaczymy, że ta bolesna
dzisiejsza sytuacja jest jakąś szczęśliwą winą.
To jest felix culpa, która doprowadza nas do zrozumienia naszych obowiązków
wobec własnej ojczyzny i zadań, które są do wypełnienia”
(Jasna Góra, 26 sierpnia 1980)
„Naród polski potrzebuje prawdziwej odnowy moralnej i
społecznej, aby mógł odnaleźć na nowo wiarę w siebie, w swoją przyszłość, zaufanie
we własne siły, obudzić energie moralne i ofiarność społeczną dla sprostania
wielkiemu trudowi pracy i koniecznym wyrzeczeniom, które wszystkich czekają.
Pilną potrzebą jest odbudowanie
zaufania między społeczeństwem a władzą, aby we wspólnym wysiłku budować lepszą
przyszłość Ojczyzny i zabezpieczyć interesy Narodu i Państwa”.
(Komunikat Rady Głównej EP, 27 sierpnia
1980)
„Nieraz myślę, że jeżeli nie zaczniemy od rehabilitacji
człowieka, jeżeli nie dostrzeżemy w nim Dzięcięcia Stwórcy, który jest Miłością
– możemy oglądać tak wielkie zniewolniczenie człowieka, jakiego jeszcze świat
nie przeżywał.
By ratować człowieka przed tym
zniewolniczeniem technicznym, przed uplątaniem go w ramiona pasów
transmisyjnych – trzeba będzie odważnie mówić o prawdziwym Odkupicielu
człowieka – jakim jest Jezus Chrystus, ustanawiający prymat człowieka przed
rzeczą, przed materią, przed produkcją, przed maszyną.
Dzisiaj ekonomia narodowa czy światowa bardziej potrzebuje wyzwolenia
człowieka, odwołania się do jego sumienia i jego odpowiedzialności osobowej,
moralnej i społecznej – by uświadomić światu, jak bardzo prawa Boże muszą
kierować rozwojem techniki i jej
następstwami”. (2 września 1980)
„Jeżeli
w walce z nieprzyjaciólmi Ojczyzny potrzeba modlitwy, to w każdej pracy, która
też jest walką o lepsze, potrzeba modlitwy.
Błędem naszych braci, którzy
wzięli odpowiedzialność za współczesny okres życia Polski było to, że usiłowali
rozdzielić świat Boży i ludzki, jak gdyby chcieli powiedzieć: my sobie sami
poradzimy, nam nie potrzeba zabobonów, religii, my jesteśmy ludźmi postępowymi,
my opanujemy ziemię techniką i ludzką mądrością.
A tymczasem doświadczenie uczy czego innego. ‘Jeśli Pan nie zbuduje
domu, daremnie trudzą się ci, którzy go budują’.
*
„Na przestrzeniu trzydziestu lat
mojej służby Ludowi Bożemu w Warszawie, osobiście prowadziłem rozmowy prawie ze
wszystkimi kolejno sekretarzami partii... Wielokrotnie
przypominaliśmy, że dobra organizacja państwa, Narodu, rodziny, wychowania,
kultury, ekonomii – to przede wszystkim właściwy stosunek do człowieka”.
(19 października 1980)
„Mamy
widzieć przed sobą cały Naród, społeczeństwo, państwo, a potem – wielką dziedzinę
ludzkiej pracy. Wszędzie są zadania, obowiązki i prawa. Hierarchię tych
wartości trzeba utrzymać.
Zawsze Polacy tak
walczyli o swoje dobro, aby bronić Narodu”.
(10 listopada 1980)
„Tak często powołujemy się na prawo sumienia, ale też w
sytuacjach trudnych mamy obowiązek zawsze apelować do sumienia i pytać
sumienia.
Rozważamy więc dziś, jak w naszym życiu funkcjonuje
sumienie – nasze osobiste, rodzinne, narodowe, zawodowe i
obywatelsko-polityczne. Musimy ten istotny problem podjąć, skoro postanowiliśmy
wejść na drogę tak zwanej odnowy. Nie ma
bowiem drogi ku odnowie bez odwołania się do sumienia”.
*
„Człowiek wychowany przez rodzinę wchodzi do życia
społecznego, do serca życia narodowego. I tutaj znowu dotykamy problemu
wartości wychowania rodzinnego i religijnego.
Im człowiek jest lepiej ukształtowany w swojej osobowości
przez życie rodzinne i pracę Kościoła, tym spokojniej wchodzi w głębię życia
Narodu i tym użyteczniejszy jest dla wspólnoty narodowej”.
*
„Mówimy o ziemi ojczystej,
rodzimej, na której pokolenia całe wypracowały to środowisko kulturalne, w
którym żyjemy.
Ziemia ojczysta to język, mowa, literatura,
sztuka, kultura twórcza, kultura obyczajowa, kultura religijna. To jest ziemia.
Gdy nam przypomina mądrość Boża:
‘Czyńcie sobie ziemię poddaną’ (Rdz. 1,28), chciejmy pamiętać, że w sumieniu
narodowym doniosłe znaczenie ma nasz stosunek do tych dóbr odziedziczonych
przez nas. Wypracowały je pokolenia całego millenium, pokolenia, które żyły
przed nami i ‘uprawiały’ tę ziemię nie tylko w sensie rolniczym, ale w sensie
rodzimej i narodowej kultury.
Glebę uprawia się bowiem nie tylko przez nawóz, ale przez miłość –
przez wielką miłość do ziemi oczystej i do wszystkiego, co ją stanowi”.
*
„Jakże ważna jest świadomość, że
jesteśmy na służbie temu Narodowi, który przez całe wieki przygotował nam
ojczystą ziemię, na której wypadło nam dzisiaj żyć...
Obrona suwerenności Ojczyzny jest dla nas nakazem
moralnym. Nadto mamy wolę świadczenia wszystkimi dobrami naszego własnego życia
i kultury osobistej, aby i po nas została cząstka wszczepiona w uprawę gleby
ojczystej...
Gdy mamy taką świadomość, wtedy kierujemy się dobrem
Narodu. Możemy myśleć i mówić o dobru własnym – niewątpliwie, ale umiemy
podporządkować je dobru wspólnemu”.
*
„Jak często słyszymy zdanie: ‘Piękną
i zaszczytną rzeczą jest umrzeć za ojczyznę’. Jednakże trudniej jest niekiedy
żyć dla Ojczyzny.
Można w odruchu bohaterskim
oddać swoje życie na polu walki, ale to trwa krótko. Większym nieraz
bohaterstwem jest zyć, trwać, wytrzymać całe lata...
Potrzeba nam potężnej woli
organizowania wszystkich sił rodzimych, ojczystych, by się nie oglądać na prawo
i lewo, by nie poddawać się pokusie nowej Targowicy, skądkolwiek by ona miała
przyjść.
Jesteśmy u siebie, w swojej
Ojczyźnie, gospodarzymy olbrzymimi dobrami, które Naród posiada; mamy do nich
zaufanie, chcemy, aby procentowały na naszej ziemi”.
*
„Jasna rzecz, że sumienie
obywatelsko-polityczne nie powstaje gdzieś na skale, nie spada z nieba, ale
wypracowuje się w osobie ludzkiej, w człowieku, w istocie rozumnej, wolnej i
miłującej, wychowanej w rodzinie, posiadającej odpowiednie walory obywatelskie,
społeczne, kulturalne, zawodowe, oraz
zrozumienie, że bonum
reipublicae suprema lex esto – „dobro
Rzeczypospolitej jest dobrem najwyższym”.
Co to znaczy bonum reipublicae?
- To
znaczy dobro obywateli, dobro każdego człowieka w Ojczyźnie, w Narodzie i
państwie. To znaczy też – prawa obywateli, o których tak często mówiliśmy”.
*
„Władza jest służbą, władanie to
znaczy służenie. Pierwsza miłość władcy – to miłość ku tym, nad którymi władzę
sprawuje.
Gdyby tak było, gdyby ta wielka
prawda chrześcijańska nareszcie weszła w życie, gdyby władza była moralna,
gdyby zasady rządzenia kierowały się etyką chrześcijańską, jakże inaczej
wyglądałoby życie i współżycie, praca i współpraca”.
*
„Mówimy tyle o tak zwanej
demokratyzacji życia. Miałbym odwagę powiedzieć: jeżeli demokratyzacja życia
zatrzymała się na pierwszym elemencie tego słowa „demos” i udręczała człowieka,
to dzisiaj trzeba mówić raczej o humanizacji życia, zgodnie z Ewangelią”.
(6 stycznia, 1981)
„Czasy,
które idą, żądać będą od nas nowych mocy moralnych, duchowych, społecznych,
zawodowych, kompetencji, a także wysokiego poziomu kultury ojczystej, rodzimej,
która będzie pokarmem dla tych, co po nas przyjdą.
Naród przecież nie umiera, tylko my się wymieniamy, a Naród trwa. W
nauce Kościoła najbardziej trwałą społecznością jest rodzina i naród. Ludzie
mają obowiązek dorastać do tej trwałości narodu i rodziny”.
(24 stycznia 1981)
„Nie
trzeba oglądać się na innych, na tych lub owych, może na polityków, żądając od
nich, aby się odmienili. Każdy musi zacząć od siebie, abyśmy prawdziwie się
odmienili. A wtedy, gdy wszyscy będziemy się odradzać, i politycy będą musieli
się odmienić, czy będą chcieli, czy nie.
Nie idzie bowiem w tej chwili w
Ojczyźnie naszej tylko o zmianę instytucji społecznej, nie idzie też o wymianę
ludzi, ale idzie przede wszystkim o odnowienie się człowieka. Idzie o to, aby
człowiek był nowy, aby nastało ‘nowych ludzi plemię’. Bo jeżeli człowiek się nie odmieni, to najbardziej zasobny ustrój,
najbardziej bogate państwo nie ostoi się, będzie rozkradzione i zginie”.
*
„Zapewne, gdyby nie było błędów
nadrzędnych, pochodzących od kierownictwa, do których się to kierownicwo teraz
przyznaje, może łatwiej byłoby jeszcze wytrzymać błędy obywateli. Ale gdy się
jedno z drugim sprzęgło, wtedy dopiero rozpoczęła się prawdziwa niedola.
Trzeba teraz dłuższego czasu
naprawy, żeby Naród się z niej wydobył. Może jeszcze łatwiej się będzie nam
dźwignąć z niedoli gospodarczej, ale z tej strasznej fali rozkładu moralnego,
która nas ogarnęła, wydobywać się będziemy z wielkim trudem. Jeżeli dziś weźmie
się do ręki gazetę, łatwo dostrzec, jak dużo jest nieuczciwości,
niesumienności, bezprawia, nie tylko na najwyższym poziomie, ale nawet na
płaszczyźnie pracy czy to zawodowej, przemysłowej, czy rolniczej, zwłaszcza we
wspólnotach uspołecznionych.
Gdy się to łączy jeszcze z
nietrzeźwością, a więc z osłabieniem postawy psychicznej i moralnej, wtedy
rzeczywiście naprawa prędko przyjść nie może”.
(2 lutego 1981)
„Polska może żyć własnymi siłami, własnymi
mocami, rodzimą kulturą wzbogacaną przez Ewangelię Chrystusową i przez czujne,
rozważne działanie Kościoła.
Polska może żyć tu, gdzie jest,
ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć
i ku przeszłości, aby tym lepiej osądzać rzeczywistość i ambicję trwania
w przyszłości.
Naród jest jak mocne drzewo,
które podcinane w swych korzeniach wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez
burze, mogą one urwać koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i
budzi nadzieję, że się odrodzi”.
*
„Chociaż były w dziejach naszych
boleści, męki, chociaż niekiedy płynęła obficie krew jak w Powstaniu
Warszawskim, chociaż zdawałoby się, że niczego nie zdołaliśmy dokonać, jednak
te cierpienia i ofiary zapadły w duchowość Narodu i stały się jego
niezaprzeczalną własnością.
Dlatego nie potępiamy ich, ale dziekujemy Bogu, że taką moc dał
Narodowi”.
(1 marca 1981)
Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego
Wielka Boga-Człowieka Matko! Bogurodzico Dziewico, Bogiem sławiona Maryjo!
Królowo świata i Polski Królowo!
Gdy upływają trzy wieki od radosnego dnia, w którym zostałaś Królową Polski, oto my, dzieci Narodu polskiego i Twoje dzieci, krew z krwi Przodków naszych, stajemy znów przed Tobą, pełni tych samych uczuć miłości i nadziei, jakie ożywiały ongiś Ojców naszych.
My, biskupi polscy i królewskie kapłaństwo, Lud nabyty zbawczą Krwią Syna Twojego, przychodzimy, Maryjo, znów do Tronu Twego, Pośredniczko Łask wszelkich, Matko Miłosierdzia i wszelkiego pocieszenia.
Przynosimy do stóp Twoich niepokalanych całe wieki naszej wierności Bogu i Kościołowi Chrystusowemu - wieki wierności szczytnemu posłannictwu Narodu, omytego w wodach Chrztu świętego.
Składamy u stóp Twoich siebie samych i wszystko, co mamy: rodziny nasze, świątynie i domostwa, zagony polne i warsztaty pracy, pługi, młoty i pióra, wszystkie wysiłki myśli naszej, drgnienia serc i porywy woli.
Stajemy przed Tobą pełni wdzięczności, żeś była nam Dziewicą Wspomożycielką wśród straszliwych klęsk tylu potopów.
Stajemy przed Tobą pełni skruchy, w poczuciu winy, że dotąd nie wykonaliśmy ślubów i przyrzeczeń Ojców naszych.
Spojrzyj na nas, Pani Łaskawa, okiem Miłosierdzia Twego i wysłuchaj potężnych głosów, które zgodnym chórem rwą się ku Tobie z głębi serc wielomilionowych zastępów oddanego Ci Ludu Bożego.
Królowo Polski! Odnawiamy dziś śluby Przodków naszych i Ciebie za Patronkę naszą i za Królową Narodu polskiego uznajemy.
Zarówno siebie samych, jak i wszystkie ziemie polskie i wszystek lud polecamy Twojej szczególnej opiece i obronie.
Wzywamy pokornie pomocy i miłosierdzia w walce o dochowanie wierności Bogu, Krzyżowi i Ewangelii, Kościołowi świętemu i jego Pasterzom, Ojczyźnie naszej świętej, chrześcijańskiej przedniej straży, poświęconej Twojemu Sercu Niepokalanemu i Sercu Syna Twego. Pomnij, Matko Dziewico, przed obliczem Boga, na oddany Tobie Naród, który pragnie nadal pozostać Królestwem Twoim, pod opieką najlepszego Ojca wszystkich narodów ziemi.
Przyrzekamy uczynić wszystko, co leży w naszej mocy, aby Polska była rzeczywistym królestwem Twoim i Twojego Syna, poddanym całkowicie pod Twoje panowanie, w życiu naszym osobistym, rodzinnym, narodowym i społecznym.
Lud mówi: Królowo Polski, przyrzekamy!
Matko Łaski Bożej! Przyrzekamy Ci strzec w każdej duszy polskiej daru łaski, jako źródła Bożego życia.
Pragniemy, aby każdy z nas żył w łasce uświęcającej i był świątynią Boga, aby cały Naród żył bez grzechu ciężkiego, aby stał się Domem Bożym i Bramą Niebios, dla pokoleń wędrujących poprzez polską ziemię - pod przewodem Kościoła katolickiego - do Ojczyzny wiecznej.
Lud mówi: Królowo Polski, przyrzekamy!
Święta Boża Rodzicielko i Matko Dobrej Rady! Przyrzekamy Ci z oczyma utkwionymi w Żłóbek Betlejemski, że odtąd wszyscy staniemy na straży budzącego się życia.
Walczyć będziemy w obronie każdego dziecka i każdej kołyski, równie mężnie, jak Ojcowie nasi walczyli o byt i wolność Narodu, płacąc obficie krwią własną. Gotowi jesteśmy raczej śmierć ponieść, aniżeli zadać śmierć bezbronnym.
Dar życia uważać będziemy za największą łaskę Ojca wszelkiego życia i za najcenniejszy skarb Narodu.
Lud mówi: Królowo Polski, przyrzekamy!
Matko Chrystusowa i Domie Złoty! Przyrzekamy Ci stać na straży nierozerwalności małżeństwa, bronić godności kobiety, czuwać na progu ogniska domowego, aby przy nim życie Polaków było bezpieczne.
Przyrzekamy Ci umacniać w rodzinach królowanie Syna Twego Jezusa Chrystusa, bronić czci Imienia Bożego, wszczepiać w umysły i serca dzieci ducha Ewangelii i miłości ku Tobie, strzec prawa Bożego, obyczajów chrześcijańskich i ojczystych. Przyrzekamy Ci wychować młode pokolenie w wierności Chrystusowi, bronić je przed bezbożnictwem i zepsuciem i otoczyć czujną opieką rodzicielską.
Lud mówi: Królowo Polski, przyrzekamy!
Zwierciadło Sprawiedliwości! Wsłuchując się w odwieczne tęsknoty Narodu, przyrzekamy Ci kroczyć za Słońcem Sprawiedliwości, Chrystusem, Bogiem naszym.
Przyrzekamy usilnie pracować nad tym, aby w Ojczyźnie naszej wszystkie dzieci Narodu żyły w miłości i sprawiedliwości, w zgodzie i pokoju, aby wśród nas nie było nienawiści, przemocy i wyzysku.
Przyrzekamy dzielić się między sobą ochotnie plonami ziemi i owocami pracy, aby pod wspólnym dachem domostwa naszego nie było głodnych, bezdomnych i płaczących.
Lud mówi: Królowo Polski, przyrzekamy!
Zwycięska Pani Jasnogórska! Przyrzekamy stoczyć pod Twoim sztandarem najświętszy i najcięższy bój z naszymi wadami narodowymi.
Przyrzekamy wypowiedzieć walkę lenistwu i lekkomyślności, marnotrawstwu, pijaństwu, rozwiązłości.
Przyrzekamy zdobywać cnoty: wierności i sumienności, pracowitości, oszczędności, wyrzeczenia się siebie i wzajemnego poszanowania, miłości i sprawiedliwości społecznej.
Lud mówi: Królowo Polski, przyrzekamy!
Królowo Polski! Ponawiamy śluby Ojców naszych i przyrzekamy, że z wielką usilnością umacniać i szerzyć będziemy w sercach naszych i w polskiej ziemi cześć Twoją i nabożeństwo do Ciebie, Bogurodzico Dziewico, wsławiona w tylu świątyniach naszych, a szczególnie w Twej Jasnogórskiej Stolicy.
Oddajemy Tobie szczególnym aktem miłości każdy polski dom i każde polskie serce, aby chwała Twoja nie ustawała w ustach naszych dnia każdego, a zwłaszcza w dni Twoich świąt.
Przyrzekamy iść w ślady Twoich cnót, Matko Dziewico i Panno Wierna, i z Twoją pomocą wprowadzać w życie nasze przyrzeczenia.
Lud mówi: Królowo Polski, przyrzekamy!
W wykonaniu tych przyrzeczeń widzimy żywe Wotum Narodu, milsze Ci od granitów i brązów. Niech nas zobowiązują do godnego przygotowania serc naszych na Tysiąclecie Chrześcijaństwa Polski.
W przededniu Tysiąclecia Chrztu Narodu naszego chcemy pamiętać o tym, że Ty pierwsza wyśpiewałaś narodom hymn wyzwolenia z niewoli i grzechu; że Ty pierwsza stanęłaś w obronie maluczkich i łaknących, i okazałaś światu Słońce Sprawiedliwości, Chrystusa, Boga naszego. Chcemy pamiętać o tym, że Ty jesteś Matką naszej Drogi, Prawdy i Życia, że w Twoim Obliczu Macierzyńskim najpewniej rozpoznajemy Syna Twojego, ku któremu nas wiedziesz niezawodną dłonią.
Przyjm nasze przyrzeczenia, umocnij je w sercach naszych i złóż przed Oblicze Boga w Trójcy Świętej Jedynego. W Twoje dłonie składamy naszą przeszłość i przyszłość, całe nasze życie narodowe i społeczne, Kościół Syna Twego i wszystko, co miłujemy w Bogu.
Prowadź nas poprzez poddaną Ci ziemię polską do bram Ojczyzny Niebieskiej. A na progu nowego życia sama okaż nam Jezusa, błogosławiony Owoc żywota Twojego. Amen.
Stefan Kardynał Wyszyński (1901 – 1981)
ABC SPOŁECZNEJ KRUCJATY MIŁOŚCI
1. Szanuj
każdego człowieka, bo Chrystus w nim żyje,
bądź wrażliwy na drugiego człowieka,
twojego brata.
2. Myśl dobrze o
wszystkich - nie myśl źle o nikim.
Staraj się nawet w najgorszym dostrzec coś
dobrego.
3. Mów
zawsze życzliwie o drugich -nie mów źle o bliźnich
Napraw krzywdę wyrządzoną słowem.
Nie czyń rozdźwięku między ludźmi.
Jednocz sercem i słowem.
4. Rozmawiaj z
każdym językiem miłości.
Nie podnoś głosu. Nie przeklinaj.
Nie rób przykrości. Nie wyciskaj łez.
Uspokajaj i okazuj dobroć.
5.
Przebaczaj wszystko wszystkim.
Nie chowaj w sercu urazy.
Zawsze pierwszy wyciągnij rękę do zgody.
6. Działaj zawsze
na korzyść bliźniego.
Czyń dobrze każdemu, jakbyś pragnął, aby
tobie
czyniono.
Nie myśl o tym, co tobie jest ktoś winien,
ale co ty jesteś winien innym.
7.
Czynnie współczuj w cierpieniu.
Chętnie spiesz z pomocą, radą, pociechą,
sercem.
8. Pracuj rzetelnie,
bo z owoców twej pracy korzystają
inni, jak ty korzystasz z pracy drugich.
9. Włącz
się w społeczną pomoc bliźnim.
Otwórz rękę ubogim i chorym. Użyczaj ze
swego.
Staraj się dostrzec potrzebujących wokół
siebie.
10. Módl się za
wszystkich, nawet za nieprzyjaciół.
PO TYM CIĘ POZNAJĄ, ŻEŚ UCZNIEM
CHRYSTUSA ...
Cardinal Stefan
Wyszynski (1901 – 1981)
The ABCs of the Crusade of Love
1. Respect everyone –
Christ lives in everyone.
Be sensitive to others –
they are your brothers and sisters.
2.
Think
well of everyone – think ill of no one.
Try to find something good even in the
worst circumstances.
3. Always speak well of
others – do not cast a slur on anyone.
Repair any harm resulting
from an uttered word.
Do not provoke strife
between people.
4.
Speak
to everyone in the language of love.
Do not raise your voice. Do not swear.
Do not vex others. Do not provoke tears.
Reassure others. Show a kind heart.
5. Forgive everyone
everything.
Do not hold grudges.
Always be the first to
extend your hand as a sign of
reconciliation.
6.
Act
always to your neighbor’s advantage.
Do good things to others, as you would like
them done to you.
Never give a thought to what others owe
you,
but always to what you owe them.
7. Be actively
compassionate in time of suffering.
Be quick to offer
consolation, council, assistance, kindness.
8.
Work
conscientiously – others benefit from the fruits of your
labor, just as you benefit from the labor
of others.
9. Be active in your
community.
Be open to the poor and
the sick.
Share your goods.
Try to see the needs of
those around you.
10.
Pray
for everyone, even your enemies.
Rodzina Bogiem silna !
Wy sami, Matki i Ojcowie, postawą swoją musicie dawać dowód wielkiej mądrości i mądrej polityki
narodowej, która umie wsiewać pokornie ziarno w pole i
zbierać owoc z życia rodzinnego. Musicie pokazać, że rozumiecie, iż Naród
rodziną żyje i przedłuża swój byt.
A któż z nas chciałby uśmiercić Polskę? Nikt! Nie wiem czy w Polsce znaleźlibyśmy Polaka,
który chciałby do tego przyłożyć rękę. Wszyscy ludzie rozsądni to rozumieją.
Skoro tak, to trzeba pamiętać, że Naród zabezpiecza się bardziej w rodzinie,
niż na granicach Państwa.
Granice Narodu i Państwa płyną poprzez kołyski! To sobie zapamiętajcie!
Temu duchowi pozostańcie wierni. W imię właśnie tej prawdy piszemy na
naszych ołtarzach na V-ty Rok Wielkiej Nowenny:
Rodzina Bogiem silna
!
Pierwsza myśl, która się narzuca, to konieczność pamięci,
że między Wami, Małżonki i Mężowie, stoi Bóg.
Porządkując świat przez Chrystusa postanowił, iż sam
będzie łączyć dwoje, którzy mają być odtąd jedno.
Możemy mieć niekiedy wrażenie, że związek dwojga, to
tylko nasza inicjatywa i wola. Ostatecznie jednak, zastanawiając się nad
wszystkim, co dwoje do siebie skierowywuje, widzimy, że nie są to tylko motywy
ludzkie. Istnieją najrozmaitsze okoliczności, które sprawiają, że tych dwoje
staje się jednym ciałem.
Rodzice katoliccy! Życie, które z samego Boga
przekazujecie waszym dzieciom, trwać będzie w nieskończoność i już nigdy nie
umrze, jak sam Bóg trwa w nieskończoność i nie umiera.
Ta jest godność
człowieka, że chociaż ma on początek, którego Bóg nie ma, to jednakże raz
poczęty końca już mieć nie będzie, jak i Bóg końca nie ma.
W momencie poczęcia człowieka powstaje istota nieśmiertelna,
której nic już zniszczyć nie zdoła. Nawet najbardziej przemyślne środki
przeciwko poczętemu, a nienarodzonemu jeszcze życiu nie zdołają zniszczyć bytu
poczętej osoby.
Ma już ona swój byt i jest niezniszczalną.
Nic nie pomogą lekarze, szpitale ani wola ludzka. Nawet
sam Bóg z racji swej nieskończonej mądrości i dobroci nie unicestwi człowieka
raz poczętego.
Stąd prosty wniosek, że tu ma się sprawa z Bogiem: to On jest Ojcem i Sprawcą życia!
Jesteście powołani, by miłując Boga przekazywać życie wzięte
z Niego: życie ciał i dusz.
On Wam daje władzę, abyście powoływali do bytu nowe
istnienie ciał. Współdziała z Wami, gdy kształtującym się ciałom posyła swojego
nieśmiertelnego Ducha. Zaszczyca tak każdą matkę, która w pewnym momencie swego
powołania i posłannictwa jest nosicielką i piastunką dwóch dusz.
Jesteście matkami i ojcami – rodziną życiodajną. Pierwsza
matka Ewa została matką życia. Każda matka jest matką życia.
O tym, Matki pamiętajcie!
Jesteście powołani, Małżonki i Mężowie, aby z waszego związku,
z tego zespołu, który sam Bóg uczynił dla waszych dzieci w Jego zastępstwie,
rodziło się życie i obfitowało.
Dzieci najmilsze! Proszę Was, nigdy o tym nie
zapominajcie!
Niech rodzina chrześcijańska ma obyczaje katolickie:
niech zaczyna dzień od modlitwy, a zwłaszcza pamięta o wspólnej modlitwie
wieczornej, kiedy łatwiej jest wszystkim zebrać się razem.
Rodzice katoliccy! Macie misję kanoniczną do nauczania waszych dzieci w rodzinie, jak
kapłan ma misję , czyli posłannictwo od Kościoła do nauczania wiernych w
parafii, a biskup w diecezji.
Uczmy się, Najmilsi, od wrogów doceniania tego, co
najlepiej służy wolności i trwałości Narodu. Stosunek nieprzyjaciół Ojczyzny do
moralności chrześcijańskiej, to dla nas wskazanie, jak my mamy umacniać za wszelką
cenę te kamienie węgielne wszelkiego budowania w rodzinach naszych.
Dla Narodu
najważniejszą siłą i bastionem jest rodzina.
Kto jest przyjacielem
Narodu – umacnia rodzinę, kto jest wrogiem Narodu – niszczy rodzinę.
(Warka, 7
maja 1961)
Pragnę gorąco położyć Wam na serca sprawę rodzin ubogich.
Zwracamy się z tym do Was, Matki
chrześcijańskie!
Jesteście przecież tak wrażliwe na
ludzkie niedole i tak gotowe do czynienia dobrze.
Zwracam się z tym do Was, Ojcowie!
Wiem, że jesteście gotowi do większego
jeszcze trudu niż ten, który podejmujecie, aby przysporzyć sobie środków, z
pomocą których moglibyście czynić dobrze.
Polecam waszym chrześcijańskim
sercom, waszym czułym i wrażliwym uczuciom Polaków, rodziny ubogie, liczne,
które żyją wokół Was, a które same sobie poradzić nie mogą.
Trzeba im pomóc!
Modląc się wieczorem z rodziną i
odmawiając Różaniec, wspomnijcie na biedne, otaczające Was rodziny. Może obok
waszej kamienicy, może przez drzwi, na tych samych schodach lub w sąsiednim
oknie, na przeciwko żyje człowiek pełen smutku, bólu i cierpienia?
Może tam dzieci płaczą, bo poszły
głodne spać?
Może tam są matki, które nie mają
czym okryć swej dziatwy, a przecież trzeba ją posłać do szkoły!
(Gniezno, 1.10.1961)
Kościół uspokaja wszystkie niepokoje i męki ludzkie. A ileż ich jest na
płaszczyźnie życia rodzinnego? Są tacy, którzy przerażają się tym, że z łona
matek polskich powstaje jakieś wielkie wojsko Polaków, które każdego roku
milionami przychodzi na naszą ziemię, aby czynić ją poddaną narodowi polskiemu.
A przecież ta ziemia jest nam
przydzielona przez Ojca narodów i mamy ją sobie czynić poddaną. Może właśnie
dlatego znaleźliśmy się tutaj z powrotem, nad ujściem Odry, na Ziemiach
Zachodnich, na szlakach naszych praojców. Może z powrotem jesteśmy tutaj
dlatego, że Naród nasz doznał zbyt wiele krzywdy. Zbyt wiele krwi wytoczono z
niego, zbyt wiele łez wyciśnięto mu z oczu!
Może dlatego Pan narodów powstał: „Teraz ja
powstanę, mówi Pan, i narodom krwawym dam naukę”. Odepchnął je precz, a lud,
który w ciemności siedział, ujrzał światłość wielką, ujrzał ‘moc Bożą’,
sprawiedliwość Boga, Ojca narodów. Wszystko jedno czyimi rękoma Bóg to uczynił,
bo Jemu służą nawet ci, co umierają.
Bogu służą i ci, co weń wierzą, i ci, co Mu nie wierzą. Wszyscy – czy chcą,
czy nie chcą – muszą Mu służyć...
Jeśli będziemy dzisiaj z pomocą praw
zabijali Polaków, to kto sprawi na ziemi danej nam przez Ojca narodów, aby nam
była poddaną?...
Trzeba szaty drzeć, trzeba serca
rozdzierać, trzeba usta szeroko otwierać, bo tu idzie o obronę życia i bytu
Narodu !
Przeciwko małodusznym, przeciwko
wstecznym trzeba wołać głosem wielkim:
„Pańska
jest ziemia !”
Ona jest nam dana z wiarą w
przyszłość Narodu. Musi przyjść plemię ludne, zdrowe, liczne, które stałoby się
opiekunem tej ziemi i upodobniło ją do obrazu Bożego, aby stała się bardziej
ludzka i bardziej Boża.
(Gorzów, 1
grudnia 1957)
Naród, który dochowuje wierności Ewangelii, musi być narodem wiernym
rodzinie. Nie może być wśród nas rodzin rozbitych.
Pamietajcie, Ojcowie:
ilekroć opuszczacie swoje małżonki,
jesteście niewierni Ewangelii!
Pamiętajcie, Ojcowie:
ilekroć Wy zapominacie o swoich
obowiązkach głowy rodziny, która ma być zawsze trzeźwa, gdy Wy zatracacie tę
trzeźwość codziennego życia, już nie jesteście wierni Ewangelii.
Pamiętajcie, Dziewczęta:
ilekroć Wy czynicie z siebie po
prostu „poczwary”, naśladując ślepo dzisiejszą nieskromną modę – już nie
jesteście wierne Ewangelii.
(Jasna Góra, 26.08.1957)
Zwalczam grzech w rodzinie mojej, przecież powstała
ona w obliczu Boga, przed ołtarzami Pańskimi. Przecież związana jest więzami
łaski sakramentalnej...
Nie może więc rodzina moja, wyrosła
w promieniach łaski sakramentalnej, być siedzibą grzechu, nienawiści,
morderczych knowań.
Chcę, aby całe domostwo moje, wolne
od grzechu, tętniło życiem łaski.
(Komańcza, 12.09.1956)
I
dla rodziny życie jest najwiekszym błogosławieństwem. Niedawno księża biskupi
polscy pisali w swoim jasnogórskim liście pasterskim:
„Rodzina bez dziecka, jeśli jego
brak zawiniony jest przez rodziców – to smutek i wyrzut na całe zycie; jeśli
nie ma ich winy – to też pustka i smutek, choć bez zgryzoty sumienia.
Ktoś słusznie powiedział, że rodzina
bez dziecka to ogród bez kwiatów, dzwon bez dźwięku, ptak, który nie śpiewa,
drzewo bez owocu”.
Rodzina jest przede wszystkim dla
dzieci! Wszak to jest istotny cel wspólnoty małżeńskiej. Najważniejszą zasługą
rodziny jest udzielenie życia dzieciom i wychowanie ich.
Dzięki temu rodzina pracuje przede
wszystkim dla swego dobra; bo przedłuża jej trwanie, bo przekazuje swe tradycje
rodzinne, bo zabezpiecza na starość rodziców, bo stwarza członkom rodziny
najmilsze towarzystwo na czas ich życia na ziemi.
Rodzina taka pracuje i dla Narodu,
gdyż wzmacnia jego siły żywotne i potęguje możliwości rozwoju i postępu.
Zwłaszcza liczna rodzina jest
szczególnie korzystnym środowiskiem dla wychowania młodego pokolenia, gdyż lepiej
tu wyrabiają się różne zalety i przymioty, różnorodne właściwości duchowe i
cnoty społeczne.
Taka rodzina nie puści w świat
rozgrymaszonych jedynaków, samolubów i przedwcześnie znudzonych życiem.
Przedziwne jest błogosławieństwo
licznych rodzin, choćby wychowywały się one w niedostatku, gdyż dzieci są wtedy
świadkami wielkich ofiar i poświęceń rodziców, bohaterskich wyrzeczeń i trudów,
dzięki czemu od młodości uzdalniają się same do życia ofiarnego, bohaterskiego
i zdolnego do każdego wyrzeczenia się i ofiary z siebie – dla dobra wspólnego.
A dla Narodu życie ludzkie staje się
błogosławieństwem, głównie dlatego, że żywotność rodzin naszych jest obfitością
potoków, które złożą się na wartki prąd życia narodowego.
Rodziny bezdzietne – to naród
starczy i zwiędły.
Rodziny małodzietne – to naród
anemiczny i wegetujący.
Rodziny wielodzietne – to naród
pełen tężyzny duchowej, zdolności, o wielkim wyborze talentów i sił.
A nie trzeba zaraz myśleć, że liczne
rodziny fabrykują mięso dla armat. Bo wojny są rzadkim złem, których uniknąć
zawsze można. Natomiast nie można korzystać z upragnionego pokoju bez młodego
pokolenia.
Przecież Naród ma wielkie i liczne
zadania, które osiąga w długiej pracy pokojowej. Całe życie społeczne, praca
zawodowa, rozwój kultury ojczystej – to wszystko wymaga wielkiej rzeszy
pracowników.
Zdolności wyrabiają się w pełni
właśnie wtedy, gdy spotykają się liczne szeregi obywateli dobrze wychowanych i
przygotowanych do życia.
A gdyby nawet i wojna zniszczyła
dorobek pracy, to zawsze jeszcze prędzej naprawi szkody i zniszczenia wojenne
młody naród niż starczy.
Zresztą doświadczenie gospodarcze
uczy, że przyrost ludności jeszcze żadnemu krajowi nie zaszkodził. Od dawna
straszą nas głodem wskutek przeludnienia. A tymczasem kraje najbardziej
przeludnione w Europie, jak Belgia i Holandia, głodu nie znają; a natomiast
kraje słabo zaludnione nadal pozostają w zacofaniu i opóźnieniu swego postępu i
rozwoju społecznego.
Wielki przyrost ludności jest zawsze
bodźcem do postępu gospodarczego. W ten sposób wypełniane jest łatwiej Boże
prawo ekonomiczne: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”(Rdz 1,28).
Słusznie więc Śluby Jasnogórskie
wkładają w usta Narodu: ”Dar życia uważać będziemy za największą łaskę Ojca
wszelkiego życia i za najcenniejszy skarb
Narodu”.
Jak wielką radością dla
Kościoła-Matki jest widok rodziny chrześcijańskiej, licznej, zdrowej moralnie i
duchowo, religijnej, zespolonej u stóp ołtarza węzłem sakramentalnym, żyjącej
prawdą Bożą, krzepionej sakramentami świętymi, zjednoczonej przez łaskę
uświęcającą.
Kościół wie, że takie rodziny są
wielką mocą jego w każdym narodzie. Że nadto są one zdrowym rdzeniem dla
każdego narodu.
Rzecz dziś wiadoma, że katolickie
rodziny ratują swym poświęceniem i poziomem moralnym niejeden naród od upadku.
Wreszcie ludzkość cała, rosnąca dziś
w miliardy, widzi swoje błogosławieństwo nie w trumnach, ale w kołyskach rozbrzmiewających
dziecięcym szczebiotem.
Boimy się przeludnienia globu
ziemskiego?
A czy już zostało w pełni wykonane
Boże przykazanie: ”Rośnijcie i mnóżcie się, i czyńcie sobie ziemię poddaną”
(Rdz 1,28)?
Czy prawdziwie ziemia jest już
zdobyta?
Czy wszystkie jej tajemnice i siły
są już zbadane?
Czy już zniknęły pustynie i puszcze,
rozległe prerie i stepy, błotne rozlewiska?
Jak olbrzymie jest jeszcze pole
pracy przed nami, świadczy o tym choćby nowy rozdział fizyki atomowej, który
otwiera przed ludźmi nieogarnione możliwości życia na ziemi.
(Komańcza, 21.09.1956)
Doskonały przykład jak można głosić rozsądne idee w oparciu o bzdurne uzasadnienia!!
ReplyDelete